Złamana żuchwa, wybite zęby, naderwane ścięgno w barku, stłuczone lewe udo i prawy łokieć. Zszednięty (a jednak!) paznokć. 2 blizny na twarzy, spox, ponoć prawie już nie widać, kilkadziesiąt siniaków na nogach, w międzyczasie drobne ITBS i bolące kolano.
Mega życiówka w maratonie. Równie dobry wynik w połówce i miano pierwszej najszybszej we wsi na tym dystansie. Fantastyczna i niezapomniana przygoda tri w Karkonoszach. Fascynujące góry i debiut w ultra. BOtyl. Ciut bliżej (acz wciąż chyba jeszcze daleko) do sportowej mądrości. #NBRteam. I wreszcie świadomość, że nic nie muszę. A mogę zajebiście dużo. Hopsa!
Hmm. I wciąż nie wiem, który wstęp lepszy… Jak sądzicie? Zostawię obydwa, do czytania wg gustu i w kolejności dowolnej. A więc trzeci biegowy i drugi triathlonowy sezon sportowy za mną. W zasadzie to skończył się on już chwilę temu, ale że opisać nie było kiedy, poza tym podsumowań czas dookoła wszędzie nastał, warto więc i tutaj zrobić drobny rachunek sumienia.
Tak dynamicznego roku dawno nie miałam. Takich sportowych zwrotów akcji, radości i smutków. Takich przemyśleń różnorakich. Wzlotów i (sic!) upadków. I mimo iż, większość postów sygnować mogłabym tagiem #cozarokkurwa, tak mimo wszystko nie żałuję niczego. NI-CZE-GO. A że łajza roku? Że nie spełniłam marzenia o pełnym dystansie IM i pewnie już nie spełnię, bo nieco przedefiniowały mi się te marzenia? Że blizny na twarzy. Przecież już je całkiem lubię. Że zmiany? Są konieczne. I jak się okazuje, zawsze, nawet te z pozoru fatalne i tragiczne zmiany, zawsze niosą ze sobą coś dobrego… Kurde no! Też w to nie wierzyłam. A jednak!A w 2014 roku to było przede wszystkim o tak:Barcelona i maraton w 3:26. Nie mam żadnego zdjęcia z biegu (#szybszaniżmigawka), ale myślę, że to poniżej (z barcelońskiego targu), idealnie oddaje słodycz mojego zwycięstwa. W barcelońskim maratonie wszystko wyszło. I chyba raczej na pewno ta życiówka pozostanie już ze mną na zawsze…
Mniam. Fot. Janusz
Tatry, Bieg Marduły i zakwasy na policzkach i brzuchu od śmichów chichów w towarzystwie Krasego, Wybieganego z Justyną, Jędrka, Kwito i innych z ekipy. Oj, to był piękny bieg i świetny wypad! Piękny!
Fot. Jacek Bogucki |
Triathlon Karkonoski. Wielki Wyścig 2014. Przygoda roku, a może i życia. Odkrywanie w sobie nieznanych pokładów siły. Walka, ból, emocje i łzy. Oraz przyjaźń. Zajebiście, że dzięki sportowi poznałam tylu fantastycznych ludzi. I że oni poznali mnie :) Dziękuję.
Moje zdjęcie roku. Fot. Marcin Oliva Soto |
Ryczałam jak bóbr, gdy na mojej ściane na FB co kilka minut pojawiały się nowe, pojechane w kosmos wyrazy wsparcia. Po tym jak nastąpiło JEBUT nr 2 i wylądowałam w szpitalu. Że #wszyscyzaBo. Gówno prawda, że internet to złudne i sztuczne relacje. Nawet teraz się wzruszam gdy paczam. Paczam się i wzruszam.
UltraMaraton Bieszczadzki, cudowna złota polska jesień, po raz pierwszy w życiu przebiegnięte 53 km. Oraz szóste miejsce, które wywalczyłam dosłownie na ostatnich metrach. Umordowana, padnięta i na nowo uświadomiona, że chyba trudno będzie mi żyć bez ścigania… Ehh, no to trudno :) A w tle Błażej.
Fot. Fundacja Aktywne Trzemeszno |
A potem wszystko potoczyło się już szybko. „Powołanie” do kadry tfu do #NBRTeamu, ciuszki od #NewLine (zakochałam się, niebawem napiszę coś więcej) i Bo w roli szafiarki. Oraz decyzja, że podejmujemy #WyzwanieNBR i wspólnie z Krasusem próbujemy sił w Rzeźniku 2015. #Omamo.
Fot. Bela Belowski |
Ale zawsze gdzieś tam w tle góry. Góry. Góry. Góry.
Fot. Kris Photography Studio :) |
I góry. Góry. Góry. Wygłupy. Góry. Góry.
Fot. Studio co powyżej :) |
Jak to mówią, doświadczenie zwiększa stan naszej mądrości, ale nie zmniejsza (stety? niestety?) poziomu głupoty. Czy jakoś tak :)
Mam więc nadzieję, że przyszły rok będzie nie tyle dramatyczny co mijający, ale równie ekscytujący i głupi. A wyzwania, które już teraz stawiam sobie na rok 2015 to o takie są o:
- podciągnąć się choć raz na drążku (ktoś zna może jakieś ćwiczenia intro?),
- 100 m BOtylem,
- nadążyć za Krasusem na Rzeźniku / szczęśliwie dotrzeć do mety,
- I UWAGA! 5:15 w 1/2 IM (Gdynia!) i 5 kg Korsarzy od Marcina Mentora Koniecznego.
BO że się nie wypierdzielę, to tego nie potrafię obiecać. A może nawet nie chcę :)