Żaden zgruchotany łokć i siniak na biodrze wielkości sporego medalu* nie zabiorą mi radości i wrażeń, jakie dostarczyła mi miniona sobota i wypad z chłopakami w „Góry” Świętokrzyskie. Żaden!
Ale też żadnego czasowstrzymywacza nie zamierzam włączać teraz! Niech już ten rok, ten kurde popieprzony rok, w którym bezdyskusyjnie przypadło mi miano największej łajzy ever skończy się na dobre, oddzielając grubą kreską to co było od tego co BĘDZIE!
A będzie się działo. Nooo, też się cieszę i równocześnie przerażona jestem na maksa, bo Bieg Rzeźnika to przecież żadna tam popierdółka czy owsianka z mlekiem. A wystartować tam zamierzamy w 2015 r. wspólnie z Krasusem przy sprzętowym wsparciu Natural Born Runners.
Rzeźnik. Fascynuje, przeraża i wkurza
Fascynuje bo góry, Bieszczady ukochane przecież i ciekawa formuła startowania parami, która sprawia, że nie liczysz się tylko ty oraz twoje mocne i słabe strony, ale również (a może i przede wszystkim?) partner. Jesteście zespołem, stanowicie team, wszystko co robicie, robicie razem i wspólną ponosicie odpowiedzialność za czyny jednego i drugiego.
Przeraża bo dystans, przewyższenia, podbiegi. Oraz ogromny ogrom pracy do wykonania i ambitne założenia startowe (Krasy wszak nie z tych, co zamykają stawkę). No, serio jestem ciut przerażona.
Wkurw z kolei bo ta rzeźnicka kultowość i legendarność. Owczy pęd. Że Wielki Bieg Rzeźnika! Każdy już przecież pffff „zrobił Rzeźnika”. Coo? Nie biegłaś jeszcze Bo Rzeźnika? Żałuj. Poza tym ta jego masowość… No nie lubię. Ani masowości w biegach górskich, ani tym bardziej tłumów na szlaku.
No ale jeśli nie teraz to kiedy? Skoro najlepszy sportowy sklep w galaktyce przyszykował nam taakie #WyzwanieNBR? Jeśli TEN słynny bloger, biegacz i triathlonista KRASUS chce ze mną pobiec? (Spox, uprzedziłam go, że musi sobie zrobić kurs pierwszej pomocy, a ja rozważę możliwość biegania w kasku szczękowym oraz ochraniaczach na kolana i łokcie). Jeśli Błażej narysował takie pojechane logo akcji, a ja kocham góry i teraz bywam w nich całkiem często i mam też prawie nawet personal trenera? Przerazić się przewyższeń mam? Lub też długości 80 km? Heeelloł!
Poza tym od dawna już przecież o tym marzyłam.
Poza tym od dawna już przecież o tym marzyłam.
A więc #WyzwanieNBR przyjęte. Rękawiczka podniesiona i włożona na (niebolącą) rękę. Przede mną mnóstwo, oj naprawdę mnóstwo, mam nadzieję, że przyjemnej jednak pracy. Poprawić wytrzymałość i szybkość trzeba. Sprawniej przemieszczać się pod górę. Nad głową też popracować trochę, a przede wszystkim to ja w zdrowiu i całości dotrwać do tego Rzeźnika muszę i nie wypierdzielić się gdzieś po drodze lub też w międzyczasie, prawda? Kurde, to może być najtrudniejsze w tej całej zabawie, stwierdzam.
Więcej o moich planach startowych na 2015 r. niebawem. Na razie zdradzę tylko, że… Albo nic nie powiem, bo jeszcze przestaniecie zaglądać.
Teraz zobaczcie, jak fajnie bawiliśmy się na Łysicy. Aha, a czy wspominałam, że nabiłam sobie wówczas guza na głowie? A to ci zaskoczenie!
#WyzwanieNBR! Przybywamy więc! *po raz trzeci w tym roku wypierdzieliłam się na bajq i po raz jedenasty (lub trzynasty) miałam robioną fotkę RTG.