„Sukcesem zakończyła się akcja ratunkowa w Tatrach. Ratownicy TOPR uratowali kilkunastu biegaczy, uczestników obozu biegowego, którzy zgubili szlak i utknęli w głębokich zaspach w okolicy schroniska Murowaniec. Mimo, iż byli to bardzo dobrzy biegacze i przebywali pod opieką doświadczonego trenera, poniosła ich chyba nieco ułańska fantazja oraz brawura. Ubrani w rajtuzy i lekkie biegowe ciuszki przygotowani byli na wycieczkę biegową, a nie przecieranie zielonego, a potem wytyczanie całkowicie nowego szlaku trawersując zboczem, a potem wędrując wzdłuż strumyczka. To cud, że przeżyli – mówią miejscowi górale.
Trasa feralnej wycieczki biegowej wiodła zielonym szlakiem od Hurkotnej Polany, poprzez Gęsią Szyję i Rowień Waksmundzką do schroniska Murowańca. Niestety dwumetrowe warstwy śniegu zasypały oznaczenia szlaku na drzewach i biegacze zmuszeni byli przemieszczać się na azymut, poza szlakiem, w kierunku schroniska.W krytycznym momencie grupa jeden kilometr pokonywała w 40 minut! Na szczęście byli to bardzo dobrzy i wytrenowali sportowcy, dzięki świetnie wypracowanym mięśniom stabilizacyjnym bezproblemowo pokonywali zaspy sięgające wybranym nawet po pachy. Co niektórym doskwierały jedynie zziębnięte palce u rąk i stóp. Ale i z tym potrafili sobie poradzić.
– To kobieca intuicja kazała mi dzisiaj wziąć te handwormery – mówi Bo (24 l.;), jedna z uczestniczek wyprawy pokazując na tajemnicze woreczki wydzielające ciepło, które umieściła w swoich rękawiczkach. Dzięki nim, moje dłonie jakoś przetrwały, choć i tak przemarzły dość mocno. Szkoda, że nie miałam czegoś takiego w butkach – dodaje.
Życiu uratowanych biegaczy nie zagraża już żadne niebezpieczeństwo. Co więcej, wszyscy są tak radośni i szczęśliwi, że przeżyli i pokonali własne słabości, że wciąż żartują i z uśmiechem wspominają wczorajsze przygody. Śmieją się, jak to fajnie na dupie się zjeżdżało żlebem, jakie to ciekawe uczucie gdy niespodziewanie zapada się człowiek w zaspę jedną, a potem bach drugą nogą, jak rzadko dane jest stąpać po czubkach zakopanych choinek i kosodrzewin. Oraz w mokrych rajtkach, skarpetkach i butach spędzić 4 godziny. Mówią też, że szarlotka jeszcze nigdy tak dobrze nie smakowała, jak ta w Murowańcu”.
Nie, nikt nas nie ratował, choć czasem naprawdę myślałam, że koniec jest już blisko. I widziałam ten żółty pasek w tvn24. Ale nie ma totamto, żyję i mam nawet nowe personal best. 10 km w cztery godziny! Taka przygoda.