Z linii frontu

Cześć, nazywam się Bo, biegam od półtora roku, a na tego typu obozie jestem po raz pierwszy. Lubię biegać po górach, na wiosnę biegnę maraton, a w sierpniu – hardcorowo – zaliczam połówkę ironmana. Cześć Bo – odpowiedziała grupa.

No więc. Od 3 dni jestem na obozie biegowym w Zakopanem. Trenerzy dbają, by nam się nie nudziło, panie w kuchni, abyśmy mieli co spalać, wszyscy gadają o bieganiu i raczej nikt nie przyjechał tu dla zabawy lub po fotki z krupówkowym niedźwiedziem. Kurde, no mocni są wszyscy, trzeba im to przyznać, też bym tak chciała… Ale nie ma totamto, cytując klasyka, trzeba napierdalać. A już na pewno ja. Postanowiłam sobie wycisnąć z tego wyjazdu ile się da, nie obijam się (oprócz żabek w sobotę), twarda jestem, nie zważam na przemoczone butki, potargane włosy czy śnieg w skarpetkach. Ta inwestycja musi mi się zwrócić ;)

Jest sporo śniegu. Bardzo sporo. Bardzo bardzo. Generalnie to jest taki warun na deskę, że aż mi normalnie szkoda po tym puchu biegać nie zjeżdżać. Ale byłby freeride… Cóż, nie można mieć wszystkiego. A że zimowy wysiłek włożony w bieganie po zaspach przynosi efekty wiosną, wie chyba każdy, więc nie marudzę już wierząc, że temu śniegu to w przyszłości jeszcze bardzo podziękuję.

Z okolicy, bo na bieganiu się biega, nie pstryka


Co się robi na takim obozie spytacie i czy warto. Czy warto to jeszcze nie wiem, choć mam już pewne przypuszczenia, ale co się robi napisać mogę. Otóż, na obozie biegowym nie tylko się biega (choć oczywiście to jest podstawa) i nabija kilometry. W ciągu minionych dwóch i pół dnia zaliczyłam: 2 poranne rozruchy, 3 treningi w terenie połączone z ćwiczeniami sprawnościowymi i siłowymi (w sumie wyszło ponad 30 km, jezzu jak ja uwielbiam bieganie po górach!), 1 trening siłowy na sali (1,5 godz. z piłkami lekarskimi i własnym ciężarem; prawda jest tak brutalna jak ja jestem słaba, a za moje ręce makarony to mi po prostu wstyd), 1 trening rozciągania, 1 trening poświęcony technice biegowej i znowu rozciąganiu (aniołowie, dziękuję za opiekę podczas mojego skakania, tak skakania, przez płotki) oraz nagrywanie Bo w biegu na stadionie w celu analizy tejże techniki (jeszcze nie było omówienia). Była też indywidualna analiza mnie. Okazuje się, że jestem dobrze rozciągnięta, ale w szachownicę i że muszę wzmocnić brzuch i koniecznie „zrobić pośladki” (o proszę). Dzięki temu uniknę kontuzji i będę biegać szybciej. Poza tym coś tam z kolcami biodrowymi, krzywy kręgosłup i w ogóle to mam typowe zniekształcenia dla osoby leworęcznej podczas gdy ja jestem i zawsze byłam prawo („pierwszy raz takie coś widzimy”). Na dodatek coś nie halo z moimi stopami, muszę ćwiczyć duży paluch i/lub pomyśleć o jakiś specjalistycznych wkładkach. Czyli znowu, wydaje się człowiekowi, że jak się rusza to jest sprawny i zdrowy, a tak naprawdę to nie. Jest wielkim drewnem, wszystko ma złe i wszystko musi poprawić. Masakra.

Tak więc takie ciekawe i zróżnicowane rzeczy dziać się mogą na obozie biegowym, a to dopiero początek. Mnie się podoba, choć niektóre moje kończyny i mięśnie są odmiennego zdania, a megabolące pośladki (których przecież nie mam) po treningach rozciągania mówią mi po prostu: zabierz nas stąd! He he, nie zabiorę.

Jutro wycieczka biegowa 6-7 godzin i basen. Wyczekuję z niecierpliwością (nie wiem czego bardziej ;).

Aaa! I najważniejsze! Pozdrawiam Pana Skitourowca, który zaczepił mnie w niedzielę biegnącą na szlaku mówiąc, że my się skądś znamy, to znaczy, on mnie zna bo czyta bloga i życzy powodzenia na obozie. Jakie to miłe, uśmiechnęłam się, podziękowałam, ale wciąż nie dowierzam. Jak On mnie rozpoznał? Skąd wiedział? I w ogóle który to? Przyznać się, bo jeszcze się okaże, że sobie wymyśliłam.
A nie wymyśliłam.

About the author

BO. Lub jak mawiają inni Bożena triathlonu. Biegam, pływam, kręcę i kocham góry. A swoje sportowe przygody opisuję tu. Zostań, poczytaj, skomentuj, przynajmniej jest śmiesznie.