Zimno było, śnieg padał, ściemniało się coraz bardziej, wieczór się zbliżał. Ostatni dzień roku skończy się niedługo. Zima. Przez ulice zasypane śniegiem, w zmroku idzie dziewczynka bosa, z gołą głową i coś niesie w fartuszku…
Wróć. To przecież nie ta bajka!
Gorąco było, świeciło słońce, żar lał się z nieba, do mety daleko, choć już coraz bliżej. Koniec sezonu niedługo. Lato. Tuż obok wyjścia z wody, a potem wzdłuż trasy rowerowej i biegowej, siedzi, stoi, drepta, z głową w chmurach skacze, krzyczy, drze się głośno. Taka jedna. Uśmiechnięta. Dziewczynka z dzwoneczkami.
W życiu każdego blogującego sportowca przychodzi kiedyś taki moment, w którym napisze on post o kibicowaniu :) Bo wcześniej czy później sam stanie po drugiej stronie lustra. I to nie jakieś 5 czy 10 minut stanie. Całe zawody stać będzie oraz kibicować czerpiąc z tego przyjemność nie mniejszą niż zawodnicy, których swymi okrzykami na trasie dzielnie wspiera. I napisze wtedy ów blogujący sportowiec jakie to kibicowanie jest fajne. Ilu dostarczyć może emocji i wzruszeń oraz jak dziwne wyzwolić instynkty. Że zmęczyć się przy tym można prawie jak na zawodach napisze, że podobnie jak przy starcie endorfiny (a może to już krople potu?) zalewają twarz i oczy utrudniając realną ocenę sytuacji. Że radość, czasem wkurw (na draftujące parówki) oraz wyczekiwanie mety. I o widokach fantastycznych ten blogujący sportowiec napisze, nie zawsze mając wszak na myśli piękną okolicę. Ach te aerodynamiczne sylwetki, ramiona muskularne i nad wyraz kształtne łydki… Ach.
Ale ponieważ ja nie piszę jak każdy blogujący sportowiec, skupię się rzeczy jednej, która mnie w kibicowaniu kręci najbardziej. Interakcja z zawodnikami. Zawsze staram się bowiem kibicować nie całemu tłumowi, ale poszczególnym osobom. Upatruję sobie wówczas taką jedną ofiarę w oddali, kontakt wzrokowy próbuję nawiązać oraz klaszczę, dzwonię, krzyczę tylko i wyłącznie do niej. Dajesz Dajesz! Ogień! Siła! Up Up Up! Za Krisem to ostatnio nawet kilka metrów próbowałam podbiec (ha! z sukcesem!), po czym uświadomiłam sobie o ja głupiutka, że przecież jaknoga wciąż nie do końca zdrowa, więc jednak w miejscu trzeba stać, a nie narażać się na nowe durne kontuzje. A więc kibicuję człowiekowi nie ludziom i jeśli da się, to imię jego głośno zakrzyczę, nazwę klubu z koszulki przeczytam lub jakimś żarcikiem sucharkiem („mnie też jest bardzo ciężko”, „kobieta cię leje”, „w grobie sobie odpoczniesz”) rzucę. I uwielbiam jak moja akcja wywołuje reakcję. Jak zawodnicy odkrzykują, jak Ave Satan pokazują, zaciskają pięści, mocniej naprężają łydę i przyspieszają. Aaa! Jakaś taka dzika, prymitywna i zwierzęca niemal więź rodzi się między nami. Ja do nich krzyczę, oni do mnie, ja znowu do nich! Aaa!
Kibicowanie ma moc! Fantastycznie, że chociaż w ten sposób mogę uczestniczyć w zawodach i jeszcze się na coś przydać. A że raz ktoś mi się już oświadczył podczas tego mojego kibicowania, ze dwa razy na randkę zaprosił czy buziaka puścił, a Ewa to prawie mi się na szyję w Strawczynie rzuciła… Ojtam. To już, jakże miłe, ale raczej uboczne skutki tego mojego wydurniania się wzdłuż trasy. Równie przyjemne, jak za metą poklepywanie po ramieniu i słowa „dzięki Bo za doping, niósł”. No cóż, starałam się. To niósł…
A że ostatnio kibicowałam w Strawczynie, na zawodach z cyklu Elemental Triathlon Series, to winna jestem tu również kolejną odsłonę SRITu zamieścić. Co tu dużo ściemniać, imprezom sygnowanym przez LABOSport trudno cokolwiek zarzucić. Profeska pełną gębą, ze szczególnym uznaniem dla licznych i świetnie przygotowanych wolontariuszy oraz super bazy zawodów. No może tylko timing nie do końca się im zgrał (od zamknięcia strefy zmian ponad godzinę w pełnym słońcu czekać trzeba było na start, a olimpijkę puszczono 5 minut za szybko) i cena niespecjalnie okazyjna, zwłaszcza, że w pakiecie tylko koszulka, ale jest bardzo ok. Obserwować, uczyć się inni i naśladować! Siadaj Strawczyn! Pięć dzwonków.
Subiektywny Ranking Imprez Triathlonowch.
Elemental Triathlon Series 2015, Strawczyn
KRYTERIUM | OPIS (na przykład i między innymi) | OCENA |
---|---|---|
Przygotowanie trasy | wybór trasy, dokładność pomiaru, bezpieczeństwo na trasie, zamknięty ruch drogowy, oznaczenie, jakość asfaltu, czystość brzegu i wody, kurtyny wodne podczas upałów, atrakcyjność trasy | |
Punkty odżywcze | odpowiednia liczba punktów, zaopatrzenie, wystarczająca ilość picia i jedzenia, jakość obsługi | |
Zabezpieczenie strefy zmian | ochrona, weryfikacja zawodników, bezpieczeństwo sprzętu, dodatkowe zabezpieczenia (zdjęcia, legitymowanie, kamera) | |
Pakiet startowy | wypaśność, zawartość, kreatywność | |
Sędziowanie | widoczność sędziów, egzekwowanie kar, skuteczne interwencje, literalne przestrzeganie regulaminu | |
Zaplecze i strefa mety | parking, toitoie, zabezpieczenie medyczne, konfenansjerka, baseny, posiłek regeneracyjny, strefa relaksu, sprawne zakończenie zawodów | |
Cena | stosunek ceny do jakości oferty | |
Klimat imprezy, komunikacja, podejście do zawodnika | indywidualne odczucia i wrażenia, komunikacja z organizatorem przed, w trakcie i po zawodach, możliwość przepisania pakietu, jasna informacja, miła i kompetentna obsługa, oprawa zawodów, punktualność |
Ale kogo to
Ale ale, nie przynudzaj tu Bo o kibicowaniu i jakimś tam Strawczynie, tylko jaknoga raportuj. Otóż melduję, że jaknoga lepiej! A w zasadzie całkiem dobrze. Nawet nie wiecie, jaka to ulga, gdy coś, co zawsze bolało i nie pozwalało o sobie zapomnieć, pstryk, nagle przestaje boleć. I nastaje błoga cisza. To jak wyłączenie alarmu samochodu, który nad ranem zapodał się pod oknem i spać biednym ludziom nie daje. Lub dokręcenie kapiącego kranu czy zatrzymanie głośno cykającego zegarka z kukułką. Nic. Cisza. Ulga.
Fajnie jest chodzić normalnie, tańcować (noo! szkoda, że państwo tego nie widzą!) na weselisku, próbować coś już na dużym blacie kręcić, a na basenie odbijać się wszystkimi nogami od ściany. Ale nie biegam. I biegać na razie nie zamierzam. Zwłaszcza hehe w tym upale. Przede mną kolejny rezonans magnetyczny, aby zajrzeć co tam w środku jaknogi słychać i potem pewnie jakaś rehabilitacja. Choć akurat z tym ostatnim to jeszcze nie wiadomo, bo doktor na razie wcale nie zalecił, że przecież nie jestem jakaś stara babcia powiedział, aby się rehabilitować i że spoko sama się naprawię (?)
Poza tym. Jeżdżę na rowerze i tyrolce, pływam i planuję przyszły sezon :) W zasadzie to tylko te plany oraz myśli o zmianach, sporych zmianach, trzymają mnie jakoś w pionie i nie pozwalają się poddać. O rety! Co to się będzie działo! Ile pojechanych w kosmos relacji przed nami, ile przygód nowych i wyzwań! Dziewczynka znowu będzie uśmiechnięta! Choć na razie siedzi cicho i nic więcej nie zdradzi, abyście chcieli tu jeszcze od czasu do czasu zaglądać :) I dzwonki dzwonić będą!
I gorąco będzie, świecić mocno słońce, a żar poleje się z nieba…