Ściąga z szybkiej motywacji

Wszystko boli. Jest mi źle, zimno, jestem zmęczona, mam dość. Pierdolę nie biegnę, mówię sobie i chcę zejść z trasy. Albo rano w łóżku, gdy tak milutko jest i przytulnie, że z przyjemnością obróciłabym się na drugi bok i wróciła do przerwanego dźwiękiem budzika snu, a nie wstawała na trening. Lub kilometrówki, których mam zrobić 10, a po czwartej naprawdę mam dość. Łapię gumę w wyścigu, do którego przygotowywałam się całą zimę na stojaku. Albo mam kontuzję i szukam racjonalnych argumentów, które naprawdę przekonają mnie do hasła, że „wrócę mocniejsza”. Co sobie wówczas mówię? Jak motywuję się i mobilizuję do walki? Co działa i powoduje, że jednak nie ma: „nie dam rady”, a wręcz przeciwnie, pojawiają się nowe, całkiem spore i niewiadomoskąd moce?

Antoine Beauvillain
Fot. Antoine Beauvillain

Nie wdając się w głębsze dywagacje dotyczące motywacji wewnętrznej i zewnętrznej, odstawiając na bok mądre książki i poradniki. Nie słuchając habilitowanych ekspertów, psychologów i szkoleniowców. Oto lista moich oraz Waszych szybkich, prostych sposobów radzenia sobie z kryzysami, leniem, bezsilnością i rezygnacją. Nieważne, że czasem wstydliwe, śmieszne albo perfidne wręcz i podstępne. Najważniejsze, że działają i nikomu (co najwyżej nam) nie szkodzą. Kolejność przypadkowa. A resztę dopisujcie w komentarzach, najlepiej z przykładami.

1. Nagroda. Obiecuję sobie COŚ w nagrodę. Po jakimś wyznaczonym przez siebie etapie, na mecie zawodów, po ciężkim treningu. Z reguły jest to coś smacznego do zjedzenia, ale bywa również, że fajne zakupy (nowy ciuch!) lub ponadprogramowy odcinek ulubionego serialu. Każdy ma swojego korsarza lub żelka haribo, conie?

2. Hasło, mobilizujący okrzyk. W moim przypadku najskuteczniejsze jest „Run Bo!”i (przepraszam) „Dajesz kurwa!” Czasem temu okrzykowi towarzyszy również mocne poklepanie się po udach (swoich) (tak jak Adam Małysz przed skokiem).

3. Świadomość, że nie mogę zawieść. Że rodzina, bliscy, dzieci tak bardzo we mnie wierzą i czekają. Te myśli niejednokrotnie pozwalają wyjść z naprawdę ciemnej dziury oraz wyciągnąć z niejednego kryzysu. Prawda Justyna?

4. Wizualizacja. Różne rzeczy wyobrażać sobie można. Ja najczęściej widzę siebie szczęśliwie przekraczającą linię mety. I myślę sobie, jaki dam fajny opis do zdjęcia na fejsie:) Tak, przyznaję się, to głupie, ale bywało, że naprawdę bardzo mobilizowało. Na przykład podczas trudności na Ultramaratonie Podkarpackim myślałam, że muszę zrobić wszystko, aby napisać potem na Facebooku „Powrót królowej” :) Napisałam!

5. Wizja celu. Stosowana przeze mnie często w walce z leniem oraz na ciężkich treningach. Wiem, że właśnie teraz, w tym najtrudniejszym momencie dzieje się proces zbliżający mnie do upragnionego celu. Dzięki temu, że tak cierpię i zaraz właśnie się przełamię oraz zwalczę kryzys, zrealizuję moje zamierzenia. Spełnię marzenia.

6. Plan. Cel jest u mnie zawsze związany z planem. Bez celu nie ma planu i odwrotnie. Odhaczając punkt po punkcie, etap po etapie, zadanie za zadaniem, stopniowo przesuwam się do przodu. Jeden trening, kolejna zakładka, jeszcze jeden podbieg. Muszę to wykonać bo taki jest plan. I cel.

7. Oby do drzewa. Zasada, w której wyznaczone zadanie dzielimy sobie na mniejsze etapy, etapiki, etapiątka. Dobiegam do tego dużego drzewa, potem 3 metry marszu i znowu do następnego. Rzeźnik nie był dla mnie biegiem o długości 77 km. To było kilka biegów: pierwszy na 33, następny na 24 km, potem 12, i na koniec „tylko” 9 km.

8. Delektowanie się bólem. Prawdziwy hardcor. Wówczas niejako czerpię przyjemność z przeżywania trudności. Solę ranę. Upajam się bólem wiedząc, że w ten właśnie sposób wykuwa się stal. Że im trudniej, tym lepsze będą efekty, a ja będę silniejsza. Na ciele i duszy.

9. Płacz. Występuje w naprawdę krytycznych momentach. Malutki jest zbawienny, szybko pozwala mi się otrząsnąć i przełamać. Ciut gorzej z dużym, który czasem wymyka się spod kontroli… Na pewno jednak płacz oczyszcza i wraz z łzami pozwala wylać na zewnątrz mnóstwo złych emocji.

10. Złość. Tak kurwa nie mogę! I wcale mnie nie obchodzą te piękne widoki! Poza tym co w nich pięknego! Nie chce mi się z tobą gadać! Czasem takie fuknięcie czy krzyknięcie na z reguły całkiem niewinną i biedną istotę, podobnie jak płacz daje upust negatywnym myślom, oczyszcza.

11. Intencja. Dość ryzykowne, ale ponoć skuteczne. Biegnę w intencji zdrowia swej rodziny. Albo pokoju na świecie. I jak tu nie dobiec? Jak nie walczyć?

12. Śpiew. Niektórzy nucą pod nosem przeboje, inni (mryg!) śpiewają kolędy. Magda w książce „Szczęśliwi biegają ultra” pisze, że przypominanie sobie słów piosenki całkowicie odwraca jej zmysły od zmęczenia i pozwala przełamywać kryzysy. Nie śpiewałam, co wcale nie znaczy, (uwaga świstaki!) że kiedyś nie spróbuję.

13. Zakład. W powszechnym użyciu u nijakiego mKona. Czelendże, rywalizacje, zakłady. Co? Że ja nie zrobię? (potrzymaj mi piwo). Ponoć motywują naprawdę dobrze i skutecznie. I chyba zwłaszcza facetów, bo u mnie efekt wręcz odwrotny :)

14. Solidarność z innymi. Pamiętam, że jak uczyłam się wstawać rano na basen, to powtarzałam sobie, że tysiące innych triathlonistów też właśnie teraz wstają na trening. Więc ja również muszę. Podobnie na ciężkim biegu. Im wszystkim też jest bardzo trudno, nie wydziwiaj więc Bo, nie marudź, gnaj.

15. Zasada jednego wyjątku. Dajemy sobie w głowie możliwość jednego odpuszczenia. Treningu, podbiegu, który pokonamy marszem, jednego powtórzenia z serii. Ale tylko jednego! Często wówczas kitrasimy sobie tę możliwość na naprawdę czarną godzinę. Czarną godzinę, którą odsuwamy w przestrzeni i czasie. Ale jeśli skorzystamy z tego jednego wyjątku – nie mamy już wyjścia, wszystko co zostało musimy realizować w 100%.

16. Pogoń. Ooo, super bodziec, którego motywacyjna siła wzrasta proporcjonalnie do złapanych osób. Zarówno na zawodach („jeszcze tylko tę w zielonym łyknąć muszę”), jak i w zwykłej treningowej codzienności. Każdy z nas ma zapewne jakiś wzór do naśladowania, koleżankę / kolegę, którego chciałby wreszcie prześcignąć i mieć lepsze PB. Ach, być taki jak Krasus, conie chłopaki? Pogoń za lepszymi jest, przynajmniej dla mnie, świetnym motywatorem.

17. Ucieczka. Praktykowana jedynie przez najlepszych, których z kolei gonią ci stosujący metodę powyższą. Mi zdarzyło się jedynie raz, na wspomnianym już Ultramaratonie Podkarpackim (i zdecydowanie bardziej wolę jednak gonić niż uciekać). Dla ludzi o twardych nerwach i mocnej psychice.

18. Inspiracja osiągnięciami innych. Coś w stylu pogoni, ale o mniejszej sile rażenia. Kiedy widzimy, że komuś się udaje, że ktoś wytrwale pracuje na swój sukces, że mimo wielu trudności (Darek Strychalski?) osiąga rzeczy niewyobrażalne. Ktoś w zasadzie całkiem podobny do mnie… Skoro on potrafi?

19. Wyjście z siebie. To taka dziwna sztuczka. Wówczas próbuję na siebie i swój trud lub swojego lenia spojrzeć jakby z boku. Chłodno i obiektywnie. Jak na inną, obcą osobę. Czy faktycznie tak bardzo jest źle? Czy mój heroizm naprawdę jest już na granicy? Ojoj, co to za leń siedzi na kanapie!

20. Odwracanie uwagi. Czyli kierujemy myśli na wszystko inne. Najlepiej na coś przyjemnego. Myślimy o wszystkim, ale tylko nie o zmęczeniu lub ogarniającym nas kryzysie.

21. Reset. Odmiana metody odwracania uwagi. Ale wówczas nie myślę o niczym. Wypieram z głowy wszystkie złe i niepokojące myśli. Biała kartka. Nie ma nic. A ja dopiero wychodzę na trening. I stopniowo zapisuję tę kartkę.

22. W miejsce złych narracji tylko dobra afirmacja. Czyli zamiast „nie dam rady”, powtarzam sobie hasło „im trudniej, jestem silniejsza”. Jeśli jest ciężko, przyspieszam. Metoda zaczerpnięta z „Ultranastawienia” do zastosowania jak już tylko się pozrastam.

23. Odliczanie. Do przodu, od tyłu. „Nie myślę, tylko liczę” – pisze Joasia. Odliczanie kilometrów, mijanych drzew czy zakrętów. Liczenie same w sobie. Czemu nie? Trzeba spróbować.

24. Wspomnienie. Sięgamy pamięcią do ciężkich chwil, które już mamy za sobą i z których wyszliśmy z tarczą. Świadomość, że wtedy się udało, a było przecież jeszcze gorzej, dodaje sił, że wyjdzie nam i tym razem.

25. Im szybciej skończę, tym mniej będę się męczyć. M. in. w duchu tej zasady biegam maratony poniżej 4 godzin :)

26. Świadomość, że mogę uprawiać sport podczas gdy inni nie. I bardzo by chcieli być teraz na moim miejscu.

27. Muzyka

28. Wstyd na Facebooku i Endomondo :) I co ja im wszystkim powiem? :)

Rozwiązanie konkursu uwaga ogłaszam oraz za wzięcie w nim udziału wszystkim dziękuję! Zdaniem jury najciekawsze odpowiedzi udzieliły: Kasia (koleżanka komandoski) i Justyna (którą motywują dzieciaki). Dziewczyny dostają książkę „Ultranastawienie” T. Macy od Wydawnictwa Aha!. Skontaktujcie się ze mną, ustalimy szczegóły wysyłki.

About the author

BO. Lub jak mawiają inni Bożena triathlonu. Biegam, pływam, kręcę i kocham góry. A swoje sportowe przygody opisuję tu. Zostań, poczytaj, skomentuj, przynajmniej jest śmiesznie.