Weekend to naprawdę przebiegłam na maxa. Same nowości i rekordy ;) Sobota to stadionowy trening w ramach Biegam bo lubię! No i znowu dał o sobie znać mój brak doświadczenia tj całkowita nieznajomość swoich mocy (a raczej niemocy) biegowych. 200 m szybko, 200 m wolno i tak 8 razy. Tak naprawdę to idealnie wychodziło mi tylko „wolno” ;). Ale przynajmniej wiem teraz, jak się brać za trening szybkościowy. I to jest pierwsza dobra wiadomość.
Kolejna zaś dotyczy niedzieli, bowiem 30 października 2011 r. zapisze się do historii!! To bowiem wczoraj przebiegłam swój pierwszy półmaraton!!! W ramach wybiegania z grupą Wymiataczy. Po cichu nastawiałam się na trzy pętelki (jednak ma ok. 7,2 km), ale tak średnio wierzyłam czy dam radę, bo jeszcze niedawno sukcesem były dwie, a w sierpniu nie mogłam zasnąć z wrażenia po przebiegnięciu jednej. Jednak bieganie w grupie świetnie mobilizuje i uskrzydla. Bo nie dość że przebiegłam ponad 24 km, to jeszcze w średnim tempie 6:02! Tutaj to już naprawdę poproszę o standing ovation.
I kolejna dobra wiadomość jest taka, że kolana jakby się przyzwyczaiły… Poczułam je dopiero w drugiej części niedzielnego treningu – więc albo tolerancja bólu znacznie mi się zwiększyła, albo po prostu przystosowały się już do swojego nowego życia… I oby tak dalej.
Symbolicznie przystąpiłam też do sekty biegaczy. Tj zarejestrowałam się już oficjalnie na jednym z forum dla biegaczy (i dodałam pierwszy post) oraz kupiłam miesięcznik „Bieganie” (napiszę coś o nim wkrótce). I kilku innych biegaczy wtajemniczyłam w moje zimowo-jesienne plany biegowe.
Tak więc nie ma już odwrotu. Nie ma.