Trzy razy A

Całkiem nie wiem jak ugryźć ten rok. Z jednej strony marzenia mam piękne, sny już coraz bardziej kolorowe, a plany dość ambitne. Nawet bardziej niż dość. Z drugiej jednak wiem, że jak ma się coś posypać, to oczywiście tąpnie na maksa (sprawdzone), a jak mi sił i wiary zabraknie, to nawet najróżowsza piżama nie pomoże, nie wspominając o fejsbukowych lajkach, motywujących kopach w tyłek czy tonach pożartych rodzynek w czekoladzie lub kasztanków.

No ale przecież nie będę jojczeć, nie? Plan musi być. Najlepiej taki z pierdolnięciem. Z podwójnym pierdolnięciem od razu, niech ten trach będzie równie spektakularny co kosmiczne są marzenia, a katastrofa oczywiście najpiękniejsza z możliwych :)Co zamierzam sportowego porabiać w tym roku. Bo zapewne wszyscy umierają z ciekawości. Miało być mniej startów, a więcej trenowania, a wyszło jak zwykle… Będą więc trzy starty z kategorii A, inne (teztsy) traktować zamierzam w kategoriach treningu, dobrej zabawy, tudzież wyjazdu turystyczno-towarzyskiego. Szczegóły.

A więc zaczynamy od wysokiego B(o), czyli od maratonu w Barcelonie (16 marca, o mateczko to już całkiem niebawem). Na mieście mówią, że mam tam pobiec na 3:30 i co najgorsze plotą też, że jest to ponoć możliwe i realne! Mój wyjątkowo wąski w tym temacie umysł, nie jest wprawdzie jeszcze w stanie pojąć, że 42 kilometry zapierdzielać mam w tempie 4:58, ale mam nadzieję, że to ogarnie. Ma na to 37 dni. Wszak nie od dzisiaj wiemy, że maraton biegnie się głową, nie nogami. Barcelona jest więc pierwszym startem A.
W kwietniu z pewnością pobiegnę półmaraton w Rzeszowie. A więc rezygnuję w warszawskiej połówki, „od której tak naprawdę wszystko się zaczęło”, na rzecz pościgania się pod własnymi oknami oraz wśród znajomych. Nie jest to priorytet w moim kalendarzu, choć nie ukrywam, że fajnie byłoby w ramach pomaratońskiej superkompensacji pobiec tam (tu) w okolicach PB.
Maj to Piaseczno. A więc inauguracja sezonu triathlonowego, której dokonam – i tu zapewne wszystkich zaskoczę – wspólnie z Krasusem na dystansie 1/4 IM. Już czuję, że fajne będą to zawody. Raz, że LaboSport to świetna organizacja, dwa, że z Krasym, trzy że tym razem to na pewno z nim wygram, a cztery bo tak postanowiłam, że będą fajne, więc z pewnością będą.W tym momencie zaczyna się robić ciut ciasno, ale mam nadzieję, że planuję to z głową i wszystko wyjdzie jak należy.

A więc dwa tygodnie potem, w ramach przygotowań do drugiego A w sezonie, planuję pobiec w górach Bieg Marduły (25 km). Na razie tak po cichutku to planuję, ale bardzo chce.to. Już podczas Biegu na Kasprowy wymarzyłam sobie ten start. Bo Tatry, bo skyrunning, bo ponoć mega trudno, a widoki i wrażenia jeszcze bardziej przepięknie i boskie. A że od wiosny trenować zamierzam przede wszystkim w terenie i po górkach, to tutaj dokładnie sprawdzę co z tego wynikło. I dlaczego nic… ;) Nie chcę też za dużo gadać, ale być może w Zako spotka się spora reprezentacja drużyny Smashing Pąpkins. Nie, nie pytajcie i nie ciągnijcie mnie za język, i tak nie powiem kto :) Morda w kubeł.

I tu przechodzimy do drugiego A, a w zasadzie K lub jak ktoś woli WW. Triathlon Karkonoski! A więc to, co lubię najbardziej: tri (1/2 IM!) oraz góry. W wersji extreme! Czyż może być lepsze połączenie? A na dodatek to właśnie w Karkonoszach rozegrany zostanie finał Wielkiego Wyścigu 2014! W tym roku to się dopiero będzie działo! Mamy z Krasusem mnóstwo pomysłów nie tylko na to jak pokonać siebie nawzajem (oczywiście mój sposób lepszy), ale również na Waszą dobrą zabawę oraz mnóstwo pozytywnych wrażeń i emocji. Stay tuned jak to mówią, bo naprawdę warto!A potem nastąpi ostatnie i najważniejsze A w sezonie. „A” wielkie niczym wieża Eiffla i głośniejsze od dźwięku kosiarki pod oknami o 6 rano w sobotę na kacu. Alfa i Omega tegorocznych startów, esencja marzeń, istota bytu oraz clou wszystkich dotychczasowych zmian, przygotowań i wyrzeczeń. Dystans długi w Borównie, 3,8 km swim, 190 km bike, 42 km run – czyli projekt pod roboczym kryptonimem „Operacja BOrówka”. I choć nazwa może się wprawdzie niektórym wydać dość śmieszna, to zapewniam jednak, że sprawa jest jak najbardziej poważna. O szczegółach przygotowań (że napierdzielanie na maksa) informować będę tutaj sukcesywnie, więc zaglądajcie. Koniecznie!

The time is now! Naprawdę boję się swoich marzeń…

About the author

BO. Lub jak mawiają inni Bożena triathlonu. Biegam, pływam, kręcę i kocham góry. A swoje sportowe przygody opisuję tu. Zostań, poczytaj, skomentuj, przynajmniej jest śmiesznie.