Coś cię boli? Nie wiesz, dlaczego? Potrzebujesz fachowej porady? Nie masz dostępu do lekarza? Chciałbyś zasięgnąć drugiej opinii?
Tak! Bardzo bym chciała! Bardzo! No i naiwnie napisałam na adres promowany na stronie „Polska biega” wierząc, że „eksperci” z kliniki Ortoreh (nie dam linka) od lat związani ze sportem wyczynowym i bieganiem podpowiedzą mi coś więcej niż dr Google. Bo kolana zaczęły mi naprawdę bardzo doskwierać i już sama nie wiedziałam: biegać, nie biegać, fitness niefitness, a może siłownia, rower lub basen. Otworzyłam się jak nigdy. Opisałam dokładnie co, gdzie i kiedy najbardziej mnie boli. Jaką mam sportową przeszłość i że nie jem mięsa. Nawet wzrost i wagę podałam!
I nic. Od miesiąca!
No to ja się pytam: po co się tak ogłaszać i reklamować? Zadowolona powiedziałabym pewnie tylko najbliższym jak to świetnie Gazeta Wyborcza z partnerami akcji „Polska biega” pomogła mi zrobić coś z tymi kolanami. Niezadowolona – paplam o tym przy każdej możliwej okazji. I nie przestanę.
Jeśli się z góry zakłada, że takich bezpłatnych (jakże szczytnych skądinąd) porad i tak się nie udziela – to po co robić taką pokazówę? Efekt jest naprawdę odwrotny od zamierzonego. Co tym bardziej dziwi, bo na Czerskiej nie pracują przecież przypadkowi ludzie.
Masz kontuzję? Nie pisz na kontuzje@gazeta.pl .
AKTUALIZACJA: Dziwnym zbiegiem czy niezbiegiem okoliczności – 15 października 2011 r. otrzymałam odpowiedź od p. Ewy-Witek Piotrowskiej z kliniki Ortoreh na mojego e-maila wysłanego 9 września 2011. Za zawarte w nim wskazówki bardzo dziękuję (trochę mi się rozjaśniło) – a innym piszącym na adres kontuzje@gazeta.pl radzę po prostu uzbroić się w cierpliwość, a jeśli ta się skończy wspomnieć o tym gdzieś na blogu lub forum…