Było o śniegu, o górkach wspaniałych, o herbacie w szklankach było i innych zapierających dech w klacie zdarzeniach. Nadszedł jednak czas, by wreszcie napisać coś sensownego. I ciekawego. Czyli o sobie. Jaką jestę biegaczko. Co robiłam źle, a w zasadzie czego nie robiłam wcale. Jaka długa droga przede mną. I generalnie, w jakiej to błogiej nieświadomości żyłam przed Zako i że teraz 'po’ to już nic nie będzie takie samo.
Chociaż nie do końca była to nieświadomość, bo przecież człowiek głupi nie jest. I wie, jak bardzo ze sportem zawsze miał pod górkę (kiedyś to wszystko opiszę), wie, że nigdy nie był i raczej nie będzie demonem prędkości, ani tym bardziej mistrzynią gracji czy zwinności. Zawsze się jednak łudzi, że może jednak nie jest z nim tak źle.
A tymczasem jest.
I już nawet nie chodzi o te pośladki, które obiecuję będę robić, a nawet już zaczęłam (!). Ale o inne rzeczy. Na przykład okazało się, że moje treningi biegowe są nie do końca teges.
– Bo, a po co i dlaczego ty tak dużo biegasz? – pyta trener.
– Dużo? 50-60 km tygodniowo to dużo? Bo ja bardzo lubię biegać. Więc pewnie dlatego.
– A wiesz, że na takie wyniki, które osiągasz, to niepotrzebnie tyle biegasz?
– ???
Po pierwsze to mi się przykro zrobiło jak usłyszałam „takie wyniki”. Jakby one jakieś złe były, a przecież są wyjebiste. A po drugie to zaczęłam się mocno zastanawiać po co ja tak naprawdę biegam? Dla przyjemności czy dla wyników? Hmm, sama nie wiem. Do tej pory wyniki były raczej produktem ubocznym wielkiej przyjemności, ale nie ukrywam, że ostatnio cyferki też mnie ciut zaczęły kręcić… No nie wiem, nie wiem. A wg trenerskich zaleceń, aby biegać szybciej powinnam biegać mniej. Bo się zamulam. Nie do końca się zgadzam, bo przecież robię naprawdę zróżnicowane treningi, w których jest i człapanie, ale są też interwały, biegi ciągle i krosy, ale ponoć trener ma zawsze rację, więc nie dyskutuję. Ale i tak moje na wierzchu, bo do tej rady to ja się raczej nie zastosuję. Jak to mam mniej biegać, bieganie to ja love i ani myślę odbierać sobie choć trochę z tej przyjemności. Poza tym rower mój Cuba wraz z przyjacielem kraulem i tak mnie ciut od biegania odciągają, więc nie ma co dalej roztrząsać tej kwestii. Zmian dużych nie będzie.
– Teraz film i videoanaliza. Przyjrzyj się Bo dokładnie jak biegasz. Nogi jeszcze ok, choć ta lewa nie do końca, ale od pasa w górę to cała się jakoś dziwnie ruszasz.
– (cisza)
– Zła praca rąk, machasz nimi na wszystkie strony i totalny brak stabilizacji. Widać to też w terenie, na zbiegach czy śliskim podłożu. Oprócz zrobienia pośladków, musisz koniecznie poprawić stabilizację. Lubisz ćwiczyć?
– Nie lubię. Był czas, że dużo ćwiczyłam i przejadło mi się. Na samą myśl o siłowni czy klubie fitness lata mi powieka i pocą się dłonie. Nie ma szans.
– A w domu dasz radę coś poćwiczyć?
– (grymas na twarzy). No spróbować coś mogę.
No i mam, mocne postanowienie spróbowania. Wymyśliłam sobie, że dniem ćwiczeń będzie sobota, a oprócz tego wrócę też do robienia brzuchów i desek po każdym (lżejszym) treningu oraz będę się dwa razy dokładniej i dłużej rozciągać. Że jak napisałam na blogu o sobocie ćwiczeń, to muszę się już tego trzymać? Omamo, bloga mi się zachciało.
Oprócz tego mam sobie sprawić taki dmuchany beret gumowy (bosu w wersji light) i myjąc zęby stać na nim na jednej nodze ćwicząc stabilizację. Beretu jeszcze nie mam, ale już teraz myję zęby stojąc na podłodze na jednej nodze + dla utrudnienia zamykam oczy (nie śmiać się, wcale łatwo nie jest). Dzisiaj próbowałam też w podobnej pozycji (acz z otwartymi oczami) robić makeup, ale gdy wsadziłam sobie w oko szczoteczkę od tuszu, stwierdziłam, że już jednak bez przesady. Czasem trzeba powiedzieć stop i ustalić mojemu ześwirowaniu jakieś granice.
Czyli podsumowując zmiany: pośladki, pośladki, pośladki oraz stabilizacja, stabilizacja, stabilizacja. No i rąk mam pilnować podczas biegu (pilnuję) i ćwiczyć stopy (ćwiczam). Oraz pośladki i stabilizacja.
Na koniec obozu każdy z nas dostał cenzurkę. Kurde, to mój pierwszy dyplom bez paska. Ale i tak mam kilka szóstek.
Że ja nie poprawię tej trójki z plusem na cztery z dwoma? A z tą skocznością i zwinnością, to chyba mnie z kimś pomylili. Serio. Kto mnie zna to wie i widzi, że moje kocie ruchy spokojnie zasługują na cztery plus.
Poza tym i tak liczą się uwagi ;)