Pierwsze zawody triathlonowe w Nicei odbyły się 1982 (!) roku, ścigano się wówczas na dość ciekawym dystansie – 1500 metrów pływania, 100 km na rowerze i maraton biegiem. To była jedna z pierwszych prób przeniesienia do Europy fenomenu rozwijającej się na Hawajach dziwnej dyscypliny, w której ludzie najpierw pływają, potem od razu wsiadają na rower, a na koniec jeszcze biegną. Zawody na początku organizowane były przez International Management Group, potem przez ITU, by ostatecznie – w 2005 r. przyjąć znaczek M z kropką oraz zbudować silną markę zawodów kultowych, trudnych i prestiżowych.
Noo! W 2025 r. odbędzie jubileuszowa, 20 edycja zawodów z cyklu Ironman Nice. Tak tylko mówię.
Triathlon w Nicei, czy to start w połówce, czy (najlepiej!) na pełnym dystansie, to zawody, które naprawdę warto przeżyć i mieć w swoim CV. Pływanie w lazurowej wodzie Morza Śródziemnego, rower po wymagającej, acz wartej sapania trasie górskiej i bieg aleją wzdłuż brzegu morza, w otoczeniu słońca, palm i setek kibiców. Oczywiście nie każdy musi od razu startować w Mistrzostwach Świata – w czerwcu są tam normalne imprezy: połówka i ironman, i w sumie po to też jest ten wpis :)
Warto wiedzieć, że (jak w przypadku chyba wszystkich zawodów tri rozgrywanych we Francji) oprócz wpisowego należy również wykupić licencję francuskiego związku triathlonu. Bez względu czy jest się posiadaczem naszej licencji PZTri, czy ma się lub nie ma badań lekarskich, trzeba przeklikać ichniejszy system Dokeop, pozaznaczać, że się jest zdrowym i odpowiedzialnym zawodnikiem, a na koniec jeszcze wyskoczyć z 40 ojro (zarówno w przypadku połówki, jak i pełnego dystansu) i jest się dopuszczonym do startu w zawodach. Z reguły te formalności należy wykonać wcześniej, do ok. 7-10 dni przed zawodami, przychodzi specjalny e-mailing, więc raczej trudno przegapić.
Sam przyjazd do Nicei nie przysparza wielu problemów. Oczywiście można się tam udać samochodem lub nawet statkiem, ale zdecydowanie najlepszym wyborem będzie samolot, zwłaszcza, że są bezpośrednie połączenia z kilku miast polskich (m. in. Krakowa i Warszawy). Z lotniska do centrum Nicei kursuje szybki tramwaj – połączenie jest sprawne i komfortowe, na miejscu jest się w ok. 20-25 minut. Bilet w obie strony kupowany w automacie na lotnisku kosztuje 10 euro. Jak ktoś lubi w kombinowanie i zależy mu na oszczędnościach, można spróbować jeszcze innego sposobu. Jest nim bilet nabijany na plastikową kartę, który kosztuje 1,7 euro – super opcja pod warunkiem, że ma się kartę. Niestety na lotnisku nie można jej kupić :( Z lotniska (terminal 2) można próbować podjechać tramwajem jeden przystanek na terminal 1 i tam poszukać punktu, albo pojechać jeszcze dalej, wysiąść i znaleźć automat z tymi kartami (karty można nabić w automacie lub aplikacją na telefon). Ale chyba jednak łatwiej po prostu kupić ten bilet w dwie strony…
Opcji noclegowych jest w Nicei miliard – w zależności od potrzeb i zasobności portfela każdy znajdzie coś dla siebie. Polecam jednak poszukać coś bliżej morza i strefy startu. Ciut więcej kasy, ale mniej stresu przed samymi zawodami i kilka problemów organizacyjnych z głowy. Warto poświęcić też chwilkę na wnikliwą lekturę komentarzy i ocen na Bookingu, przerobiliśmy w Nicei trzy apartamenty i bywało w nich różnie…
Strefa zmian podczas zawodów w czerwcu jest o-gro-mna i długa niczym paragon z Biedronki. W 2024 r. połówka i pełny startowały tego samego dnia (70.3 IM godzinę wcześniej) – było nas blisko 4 tysiące zawodników, więc nic dziwnego. Trzeba się zatem przygotować na sporo biegania w T1 i T2 – ale czy ktoś do Nicei przyjeżdża po życiówkę?
Organizacyjnie (może poza samochodami pojawiającymi się na trasie) wszystko dopięte jest na ostatni guzik. Bramki, przepływy ludzi (tędy wejdziesz, ale już nie wyjdziesz, trzeba iść do kolejnego przejścia), oznaczenia graficzne, zabezpieczenie wolontariuszy i służb mundurowych – widać, że nie robią tych zawodów po raz pierwszy i na każdym kroku czuć profesjonalizm i dopracowanie szczegółów. To chyba ta słynna francuska kultura i tradycja sportowa. Co najwyżej można się trochę wściekać, że zbyt wiele razy sprawdzają, co tam człowiek ma w plecaku czy w torbie, oraz trochę przestraszyć widoku uzbrojonych po zęby funkcjonariuszy, ale to chyba teraz we Francji norma, trzeba się podporządkować i grzecznie słuchać rozkazów.
Trasa pływacka
Pływa się w Morzu Śródziemnym, które oprócz tego, że słone, bywa też dość ciepłe, dlatego warto wziąć pod uwagę fakt, że pianki mogą być na zawodach zabronione. Trasa ma kształt prostokąta (połówka) lub dwóch prostokątów przypominających rogi (pełen dystans). Plaża jest kamienista, więc przy rolling starcie z brzegu trzeba się liczyć z tym, że pierwsze metry wbiegania do wody nie będą należały do zbyt komfortowych. W sumie to było dość zabawna obserwacja, gdy wytrenowani, silni, odważni triathloniści koślawo wbiegają po tych kamieniach do wody krzycząc co chwilę „auć” „ała” lub wydając inne tego typu odgłosy w każdym języku świata.
Fale potrafią być dość spore, i w sumie trudno znaleźć jakąś prawidłowość kiedy i jak one działają. Gdy startowałam na połówce, fale były głównie przy brzegu, podczas pełnego, zdecydowanie trudniej było nam w głębi morza. Widoczność bojek zależy trochę od warunków, gdy woda jest niespokojna, może być z tym naprawdę różnie. Ale generalnie – to jest bardzo fajne i z racji scenerii dość epickie pływanie. Gdy płynie się do brzegu cudownie widać w poświacie wschodzącego słońca całe miasteczko na tle monumentalnych gór.
Trasa rowerowa
Chyba najwięcej można, i trzeba, napisać o trasie rowerowej. Która jak wiadomo, jest wymagająca, zarówno na połówce, jak i na pełnym.
Do 30 km trasy obydwu dystansów jadą razem – jest to 5 kilometrowy płaski i wąski odcinek, częściowo po ścieżce rowerowej i wydzielonym fragmencie drogi. Potem kilka zawijasków i rond i na ok. 11 km trasy rozpoczyna się pierwszy podjazd. I to jest podjazd, który już daje namiastkę trudności trasy, miejscami nachylenie rzędu 12-13% sprawia, że naprawdę jest co robić. Generalnie warto tam, już zaraz za rondem i zakrętem w prawo zrzucić z blatu, by nie ryzykować defektem na sztywnych ściankach.
Potem od ok. 30 km trasy się rozdzielają. Połówka jedzie dalej do góry, m. in. kultowy podjazd Col de Vence, który daje ok. 950 m przewyższenia. A potem (na 1/2 IM) już od ok. 42 km jest płasko lub w dół. Z tym że to „w dół” wcale nie oznacza łatwo. Trasa połówki na ok. 45 km ponownie łączy się z końcówką trasy pełnego dystansu. Tutaj trzeba przygotować się na zjazdy wymagające sporego skupienia – jest ciasno, są miasteczka, ludzie, psy, nierówny asfalt, progi zwalniające i bezmyślnie cofające samochody. Niestety na lewym pasie pojawić się mogą również auta, więc trzeba trzymać się prawej i naprawdę być ostrożnym.
Na trasie pełnego dystansu za to, od ok. 41 km czeka nas długi, 19-kilometrowy podjazd Col de l’Ecre. Tutaj warto rozłożyć siły, pilnować założeń, jedzenia i picia. I po prostu dymać pod górę – nie ma tu żadnej większej filozofii. Bezpośrednio przed samym podjazdem brak punktu, więc odpowiednie zapasy warto sobie zrobić wcześniej. Woda może się przydać zwłaszcza na ostatnim fragmencie, który jest odsłonięty i na którym – jeśli świeci słońce – naprawdę można się przysmażyć. Nagrodą za pokonanie podjazdu jest cudne wypłaszczenie, miejscami hopowate, na którym spragniony szybkości człowiek tnie jak szalony. Ależ tam jest fajnie!
Jeśli się spojrzy na profil trasy IM, to generalnie prawie całe przewyższenie łapie się w pierwszej połowie dystansu. Potem jest już płasko i w dół, plus jeszcze jeden 10-kilometrowy podjazd na ok. 130 kilometrze. Aha, i to może być cenna informacja, etap kolarski na czerwcowym ironmanie ma 170 km (na MŚ dodano nam na górze agrafkę wte i wewte, aby się jednak prawdziwy dystans zgadzał).
Te piękne, epickie i uwieczniane na zdjęciach zjazdy z tunelami i cudownymi widoczkami dzieją się od ok. 120 km. Jeśli przytrafiają się wypadki rowerowe na trasie IM to właśnie tam, zatem lepiej ostrożnie. Dodatkowo wjazd w tunel, gdzie nagle robi się ciemno, a chwilę potem jasno może rozkalibrowywać błędnik i nieść ryzyko utraty uważności, więc warto być na to przygotowanym. Poza tym, enjoy!
Zostają już ostatnie zjazdy zawijaski – te, które dzielone są już trasą połówki. Pro tip – jeśli się jest w Nicei kilka dni wcześniej warto sobie je zjechać, by wiedzieć na co być przygotowanym, zwłaszcza na zmęczeniu typowym dla końcówki etapu rowerowego.
I najważniejsze pytanie, które sobie chyba każdy zadaje przed startem w Nicei. Szosa czy czasówka? Odpowiem, to zależy. Ale według mnie jednak czasówka. Szosą prawdopodobnie można coś zyskać na zjazdach, ale nie zapominajmy też o długich prostych, gdzie rower TT daje wyraźną przewagę. Pewnym kompromisem może być również fajna lekka szosa na tarczówkach z przyczepioną lemondką, ale pamiętajmy też, że po rowerze jest bieg. I jednak pozycja czasowa pozwala trochę oszczędzić nogi, które w sumie mogą nam się przydać na tym maratonie. Z ciekawostek dodam, że na czerwcowym IM (tak na oko, z tego co widać było w strefie zmian) to prawie połowa zawodników jechała na szosach.
I jeszcze wskazówka odnośnie dysku od Laury Philipp, która dzieliła się na IG radami przed swoim startem (jak się potem okazało zwycięskim) na Mistrzostwach Świata IM w Nicei. Jeśli człowiek czuje się pewnie na wietrznych zjazdach i dzielnie znosi niespodziewane podmuchy, to można również z dyskiem!
Trasa biegowa
Trasa biegowa nie jest wybitnie skomplikowana. Połówka pokonuje dwie pętle, pełny dystans cztery. Około 5 kilometrów w kierunku lotniska, potem nawijka z powrotem – tam, gdzie kibice i strefa mety. Na czerwcowych zawodach brakuje kilkuset metrów do właściwie domierzonej trasy, ale kto by się takimi detalami przejmował, zwłaszcza jak swoje zrobił na rowerze oraz wybiegał w strefie zmian.
Biegnie się szeroką i całkowicie pozbawioną cienia Aleją Anglików, na której potrafi również mocno wiać, co może być pewnym utrudnieniem. Punkty odżywcze ustawione są dość gęsto, jest kurtyna wodna, wolontariusze ze szlauchem i lód do dyspozycji. Ironmanowy standard. Na stronie piszą, że ten bieg jest „rolling”, ale to chyba trochę na wyrost, na maratonie pokazało mi 168 m przewyższenia (na połówce 32 m). Nawierzchnia asfaltowa – biegnie się drogą, ścieżka rowerową lub fragmentem chodnika. Wśród kibiców i blisko strefy mety jest świetna atmosfera, która niesie dodając sił i motywacji, ale w okolicach lotniska, gdy przemieszcza się człowiek wzdłuż betonowego płotu zakończonego drutem kolczastym może być już nieciekawie… Tam nie można się poddawać i ulegać złym myślom – jak najszybciej trzeba uciekać w kierunku hałasu i ludzi. A najlepiej wiadomo, do mety i strefy finiszera.
Plusy:
- połówka i ironman razem – można zebrać ekipę i jechać wspólnie
- duża impreza IM robiona z doświadczeniem i rozmachem
- trasa kolarska sztosik
- miła sceneria pływania
- energetyczny bieg
- łatwy dojazd
- profesjonalna organizacja i świetni wolontariusze
- urokliwe miasteczko pełne knajp i restauracji
Minusy:
- ryzyko pojawienia się aut na trasie kolarskiej
- miejscami techniczne zjazdy
- kamienista plaża
- brak cienia na biegu
- długaśna strefa zmian
- ryzyko wiatru
- obowiązek wykupienia francuskiej licencji tri
- dużo służb mundurowych
Trzy hasła, które najlepiej opisują zawody w Nicei to: wymagająca trasa, świetna atmosfera i dobra logistyka oraz organizacja. Trudna trasa kolarska plus brak cienia na biegu wraz z wiatrem od morza mogą niejednemu triathloniście pokazać miejsce w szeregu. Świetną atmosferę i dobrą organizację robią kibice, wolontariusze i cała wypasiona oprawa imprezy. Zaś za bezproblemową logistykę odpowiada lotnisko i sprawny system komunikacji publicznej. Do tego Nicea jest naprawdę przyjemnym miasteczkiem z mnóstwem knajpek, fajnych uliczek i sklepów z pamiątkami. Przekonałam? :)
Warto sprawdzić również inne opisywane przeze mnie miejscówki IM – zachęcam do przejrzenia BOradnika.