Był taki październik – podsumowanie miesiąca

Niby dziwnie i trudno to już miało być: pozamykane baseny, zaryglowane lasy, odwołane zawody za które i tak człowiek dostaje medal, wydumane rywalizacje wirtualne czy bieganie z maseczką na twarzy… A tu JEB, rzeczywistość mówi nam prześmiewczo „potrzymaj mi bidon” i pokazuje, że naprawdę może więcej. Bardziej. Gorzej. Niefajniej.

Postanowiłam więc powrócić do starej dobrej tradycji comiesięcznych raportów treningowych na blogu. Trochę dla siebie, abym zobaczyła i uwierzyła, że jednak coś tam robię. Poza tym sporo u mnie zmian, więc w sumie, przynajmniej na razie, jest o czym pisać. I jednak trenowanie daje jakąś namiastkę normalności oraz poczucia kontroli, więc chyba warto to dokumentować. Trochę dla Was – bo zapewne wszyscy hehe umierają z ciekawości, i nie chcę już nikomu dokładać więcej chłosty życia AD 2020 utrzymując w tym niedosycie wiedzy. A trochę dla idei, aby jednak blog żył, i czekał na lepsze czasy, a czytelnicy nie musieli oglądać jedynie głupawych selfiaków na fejsie czy insta, ale też zażyli trochę ambitniejszej lyteratury okraszonej dogłębnymi analizami liczbowymi i statystykami na temat mojej aktywności ruchowej.

Zatem, co tam u ciebie słychać BO na początku kolejnego (którego to już) sezonu triathlonowego?
A dziękuję, słychać całkiem głośno, choć nie zawsze dokładnie i wyraźnie. Łącznie z tym, że zapisałam się na IM w Finlandii, który zaplanowany jest ma 14 sierpnia 2021 roku i oczywiście nikt nie wie, czy i kiedy się odbędzie.

Kraków, nowa praca, totalnie nowe (fajne!) obowiązki zawodowe, nowy tryb dnia i trochę też nowa (<3) rola życiowa i rodzinna. Wszystko to sprawiło, że w październiku miejsca na „trenowanie trenowanie” nie było zbyt wiele… Trochę tam machnęłam jaknogą lub dwiema, delikatnie pobiegałam wzdłuż Wisły i popluskałam w basenie, ale nie był to usystematyzowany i zaplanowany cykl treningowy nadzorowany przez trenera. Bo mimo, iż nadal jestem pod skrzydłami Kuby Bieleckiego z NeonTeam, świetnie się znamy i dogadujemy, wiemy (Kuba wie) co na mnie działa, a co nie, tak jednak nie rozpoczęliśmy jeszcze oficjalnej rozpiskowej współpracy w tym roku. Najpierw chcę się ogarnąć w nowym miejscu, uporządkować sprawy organizacyjne i zawodowe, „osiąść”, a dopiero wtedy, z luźniejszą głową i na lekkiej nóżce, brać się za planowy trening pod okiem trenera. W październiku więc ruszam się sama plus pływam w nowej grupie pływackiej TriWise oraz wpadam na treningi rowerowe do Hypoint, gdzie kręcę na wysokości 2500 mnpm. Generalnie ruszam się kiedy mogę lub kiedy chcę – zaczęłam bardzo spokojnie, od 40 minutowego truchtu 1-go października. No ale po kolei.

Nawrót o 180 stopni

Kiedyś napiszę post, lub może nawet będzie to książka, pod tytułem „Jak nie nauczyć się pływać w siedem lat”. Bo w sumie to ja już 7 (sie-dem!) lat bujam się z tym kraulem, a spektakularnych efektów jak nie było, tak nie ma. Owszem, pykam już pływanko na IM w 1:09 (yeaah!), wychodzę z tego etapu mniej zmęczona (i to jeszcze hihi jak), jestem mistrzunią pływania w bąbelkach oraz ekspertem wykonywania ćwiczeń technicznych. I serio serio uwielbiam pływać! No ale asem w tej dziedzinie wciąż nazwać mnie nie można…

Ale teraz, chyba po raz pierwszy od tych siedmiu lat, mam prawdziwą i szczerą nadzieję, że wreszcie to pyknie! A pływam z TriWise. Trenerki (Paulina i Kaja) wzięły się za mnie od podstaw i już po kilku treningach widzę totalne mega efekty. Ruchy są bardziej efektywne i spójne, przyspieszam (!!!), czuję, PŁYNĘ! I wiem też dlaczego jest lepiej i szybciej! (Do tej pory nawet jak przyspieszałam i szło mi jakoś żwawiej w tej wodzie, to nigdy nie potrafiłam ustalić przyczyn oraz odkryć sensu tej logiki-nielogiki). Teraz po prostu zaczęłam jakby bardziej rozumieć to pływanie, mieć świadomość ciała i błędów, korygować. Nawroty nawet robię! Ach, jak ja się tym jaram! Drabinka 2x(3×100) na wyczucie tempa, z przyspieszeniem, bez bąbelków? Proszę bardzo: 1:45, 1:40 i 1:35. Setka na maksa? Odpowiadam: 1:33. Panie! Jeszcze nigdy Bożenka nie pływała tak szybko! I jeszcze nigdy nie wierzyła, że może być jeszcze lepiej! Dzięki TriWise! Jedziemy dalej (Mati, nie słuchaj! I nie zamykaj!) z tym koksem!

A odpowiadając na pytanie, które będzie tytułem owego bestsellera. To już tłumaczę. No nie nauczy się człowiek dobrze pływać, gdy sam buja się od brzegu do brzegu powielając i utrwalając identyczne błędy (zwłaszcza, gdy pływa często i dużo). Nie nauczy się też, gdy nie rozumie komend oraz istoty pewnych ruchów. Bez podstaw jak wyleżenie, głowa, koordynacja ruchów, też się nie nauczy. Oraz gdy jedynie domyśla się, jak ma iść ta ręka, łokieć, oddech, noga, ale w sumie pewności nie ma… Bez czujnego, dobrego i empatycznego trenerskiego oka na brzegu też się nie nauczy.

W październiku treningi pływackie zajęły mi 9h36′, dystansowo (17,8 km) niewiele, ale w tym momencie liczy się jakość nie ilość.

Czesław na wysokości

Kontynuując trend zmian, również w obszarze treningów rowerowych przyszło nowe. Bardziej z ciekawości niż wybitnej wiary, że to może mieć sens, trochę ze względów motywacyjnych (jakoś nie mogłam sama zebrać się na trenażer) oraz organizacyjnych (trenujemy razem) – od połowy października dwa razy w tygodniu kręcę na kolarskich treningach grupowych w Hypoint działającym przy centrum crossfittowym 72D. Hypoint to (ponoć) pierwsza w Polsce i największa w Europie komora do treningu niskotlenowego, gdzie w warunkach symulujących te wysokogórskie (zazwyczaj 2500 mnpm, ciśnienie normalne) jeździmy na swoich rowerach wpiętych w trenażery Wahoo po wirtualnych trasach lub robimy trening zadaniowy.

Oj nie powiem, że jest to łatwe! Zwłaszcza pierwsze treningi, gdy czułam spory ciężar na klatce, dyskomfort w oddychaniu, a pozycja aero z głową w dół i wyłożeniem się na kozie skutkowała zawrotami w głowie i małym „niedobrze mi”. Ale z treningu na trening jest już zdecydowanie lepiej i można skupiać się na watach (są niższe niż te „normalne”), zabawie oraz rywalizacji z innymi. Nie wiem jak długo będę chodzić na te treningi, na razie bardzo mi to pasuje oraz niezmiennie ciekawi efektywność i skuteczność tego rodzaju wysiłku w sportach wytrzymałościowych. Kiedy na ostatnich treningach moje tętno przekraczało 170 bpm, uda płonęły i wielokrotnie rezygnowałam po czym zbierałam się i podnosiłam ponownie, to naprawdę czułam, że to jest to! Ach, chyba jakby raczej na pewno stęskniłam się za tego rodzaju zmęczeniem i rowerowym upodleniem. Miło was znowu widzieć i czuć!
I jeszcze jedno. Obserwacja crossfitu i ludzi go trenujących (Hypoint znajduje się w centrum crossfitu) to mega przeżycie poznawcze i emocjonalne! Ależ te dziewczyny są silne, ależ niesamowite! (już nawet po co makijaż nie pytam, lepiej im nie podskakiwać). Mam nadzieję, że nie widać, że się tak ciągle gapię :)

Wstyd się przyznać, ale ani razu nie byłam w październiku na szosie. Na zewnątrz jeździłam tylko na rowerze miejskim – Kraków okazuje się być całkiem przyjazny w tej kwestii, acz do rozwiązań skandynawskich jeszcze mu trochę brakuje… W listopadzie szosa must go.

Październik w siodle: 13h51′ oraz 306 km.

Dobrze mieć to bieganie

Po (udanym) starcie w Płocku na 1/2 IM, gdzie zdobyłam tytuł Mistrzyni Polski AG na tym dystansie, zrobiłam sobie prawie 2-tygodniową przerwę od biegania. I – nie wiem czy wypada się przyznawać – jakoś niespecjalnie tęskniłam. Widocznie potrzebowałam przerwy, a że z moim organizmem lepiej nie dyskutować, to nawet takiej próby nie podejmowałam. Odpoczęłam gruntownie.

Zaczęłam więc biegać bardzo spokojnie: od 40 minutowego truchtu, który co tydzień wydłużałam sobie o kilometr. Jeszcze się nabiegam tłumaczyłam sobie, i w sumie dobrze to wyszło. Jestem dumna, że nie dałam ponieść się ambicjom, tylko bazując na doświadczeniu i zdrowym rozsądku (oraz domysłach, jakby to zaplanował Kuba), bez patrzenia na zegarek, po prostu delikatnie sobie człapałam. Sporo działo się w pracy, sporo w życiu też – ach, jak dobrze mieć to bieganie! Gdzie człowiek sam ze sobą, na własnych zasadach i na swoich ścieżkach, robi to, co lubi. Zwłaszcza, gdy wkurwiony.
Bieganie więc bez większych historii i dramatów, po prostu spokojne wchodzenie w trening i wyczekiwanie, kiedy to tętno zacznie być ciut niższe, a parówki lżejsze. Zaczęły.

Bieganie: 9h36′ i 108 km

Jeśli chodzi o ćwiczenia ogólnorozwojowe, to starałam się coś robić przynajmniej dwa razy w tygodniu. Niestety nie zawsze wychodziło. koniecznie do poprawy w listopadzie.

Ćwiczenia: 3h15′

Łącznie na treningach nie-treningach spędziłam w październiku 2020 r. 36 godzin i 17 minut. Miejmy nadzieję, że w listopadzie nadal będziemy mogli trenować i że nie trzeba będzie kupować stroju łosia lub misia, lub przebierać się za piłkarza, by legalnie realizować swoją pasję oraz – co chyba teraz najważniejsze – dbać o zdrowie i budować odporność.

Życzę Państwu i sobie zdrowia, normalności, wiary i optymizmu.
***** ***

About the author

BO. Lub jak mawiają inni Bożena triathlonu. Biegam, pływam, kręcę i kocham góry. A swoje sportowe przygody opisuję tu. Zostań, poczytaj, skomentuj, przynajmniej jest śmiesznie.