Vägen till Kalmar – przystanek grudzień

OP. „O” jak omójborze i „Pe” jak pysznie. Czyli Odwrócona Periodyzacja. Oj, w grudniu naprawdę poczułam ococho z tym odwracaniem. Wprawdzie ja standardowo nie dopytuję trenera Kuby po co i dlaczego taki lub inny trening, nie staram się zrozumieć, dociekać sensu, szukać różnic pomiędzy jednym cyklem a drugim itp. Napisane jest, trzeba zrobić, najwyżej pojojczę potem w komentarzu jak to było ciężko lub pozachwycam się swymi osiągami. W tym względzie, oraz w kwestii sumienności wykonywania treningów, to jestem chyba najwzorowszym oraz najprostszym w obsłudze zawodnikiem (ale raczej tylko w tym). Tak więc w sumie nie dopytywałam, czy to aby na pewno ta odwrócona perio, ale wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że chyba raczej na pewno tak :)

Grudzień upłynął pod znakiem, może niezbyt długich, ale na pewno dość mocnych i zadaniowych treningów. Do tego ćwiczenia – w pewnym momencie wydawało mi się, że nawet je polubiłam, ale jednak tylko wydawało mi się – i wyszedł naprawdę całkiem uczciwy oraz konkretny miesiąc. No i jeszcze Rapha Festive 500 – ależ to była niesamowita przygoda, wciąż jestem pełna pozytywnych wrażeń z tego wyzwania. Cacy. Piękny miesiąc, fajowe zakończenie roku, treningi dawały mega frajdę, a mikropostępy nie tylko motywowały do dalszej pracy, ale także pozwalały mieć nadzieję, że może coś z tego będzie. 

Woda

Wspominałam już, że wróciłam do treningów grupowych. Pływamy dwa razy w tygodniu po (tylko) 45 minut, ale mimo wszystko nie żałuję tej decyzji, okazuje się, że nawet z tak krótkiego treningu można wyjść na miękkich nogach i z markami przed oczami. Do tego dochodzą treningi rozpisane przez Kubę i jakoś wypływuję tych kilka kilometrów tygodniowo. Na zajęciach grupowych wiele dzieje, pływam głównie w bąbelkach, za chłopakami, wiec jest zdecydowanie szybciej, ale sama też czasem odważę się prowadzić – motywacja i siła woli, by uciągnąć jest wtedy total level master. I (z reguły) uciągam! Z czasami, w których pływam nie jest tak dramatycznie jak w listopadzie, choć oczywiście szału też nie ma, ale najważniejsze, że wróciła frajda i fun! Ojoj, jak ja znowu lofciam to pływanie! Raz w tygodniu, czasem dwa razy, ćwiczę też z gumami w domu – mam poczucie, że wiele mi to daje, a jeszcze więcej dać może, pod warunkiem jednak poprawności wykonania wszystkich ruchów. A to, wbrew pozorom, wcale takie łatwe nie jest.

Swim: 9 h 34 min i 23 km

Loverower

Na rowerze dzieje się zaś magia. Tak jak w listopadzie ciężko było mi się zalogować do tematu, tak teraz nagle waty wystrzeliły w kosmos! Zadania, które w zeszłym roku o tej porze jeździłam ledwo ledwo, dzisiaj kręcę 20-30 watów więcej! No dobra, jest super poza depnięciami i mocnymi startami – tutaj moja moc maksymalna ociera się jeszcze trochę o śmieszność, ale jestem cierpliwa i wierzę, że to też zaskoczy (choć szczerze tego treningu nie znoszam). Moje ulubione zadania to 20 minut tempo, najpierw x3, teraz już x4, na 10-minutowej przerwie. Oraz całkiem miło wchodzą też 4-minutówki. Hmm, w sumie nie wiem czy to jest „tempo”, bo nie znam – akuku! – swojego obecnego ftp. Sądząc po treningach jest już ciut, a może i znacznie wyższe niż rok temu, ale ponieważ ja kiepsko emocjonalnie znoszę wszelkiego rodzaju testy, a już zwłaszcza test ftp, to Kuba mnie oszczędza. I nie zadaje. Taki trener! Okazuje się, że bez określonego ftp też można robić mega fajne i mega mocne treningi. Jaram się tym rowerkiem strasznie!

Ostatni tydzień grudnia to Rapha Festive 500 – tu też było magicznie, pure hapiness i te sprawy, ale zdarzyła się i pizgawica, oczywiście suka wiatr, lód pod oponkami oraz godzinne odmarzanie w wannie. W 6 dni przejechałam 502 km.

A! I jeszcze netflixowe rekomendacje z grudnia: „Dark” (obawy przed j. niemieckim są nieuzasadnione) – fabuła miejscami trochę jak z młodzieżowych filmów po teleranku, więc bywa dość dziwnie i można być ciut rozczarowanym, zwłaszcza jak się przyjęło odpowiednie standardy „Stranger Things”, ale serial naprawdę daje radę. Oraz oparty na faktach „Manhunt: Unabomber” – dla lubiących klimaty Ameryki lat 70-tych i 80-tych oraz dodatkowo odchyły ludzkiej psychiki będzie idealny; akcja nie jest zbyt wartka, więc nawet na mocne treningi, gdy nie trzeba unosić głowy i wystarczy sam dźwięk, całkiem spoko.

Bike: 36 h 9 min i 921 km

Bieganie

Bieganie, oh to bieganie! Tutaj to nawet nie było kiedy zastanowić się czy jest fajnie czy nie, bo albo trzeba było przyspieszać (15 i 30-sekundówki), albo ledwo łapać oddech (minuta mocno, minuta luźno), albo patrzeć pod nogi bo kross pasywny lub aktywny (big love). Ponieważ z bieganiem naprawdę jestem w czarnej dupie, to przynajmniej efekty jakieś są. Jest lżej, jest już trochę szybciej jakby nawet, jest fajniej. Choć dramaturgii oczywiście nie brakuje – charczenie, smarkanie, wykrzywianie twarzy bo mocny odcinek wypada akurat pod wiatr, piruety w błocie i na śliskich liściach: wszystko to na porządku dziennym, w wersji na bogato. No ale przecież im trudniej tym lepiej – to właśnie tu i teraz wykuwa się hehe żelazo! W grudniu biegam z reguły 3 razy w tygodniu po 60-90 minut.

Dziecko brudne
To dziecko szczęśliwe

Run: 16 h 26 min i 166 km

I jeszcze ćwiczenia przecież

W zasadzie cały grudzień sumiennie ćwiczyłam poświęcając na to ok. 2 godzin tygodniowo. Brawo Bo! Ogólnorozwojówka, a więc różnego rodzaju wykroki, pośladki, brzuch, grzbiet, pĄpki i gumy. Jedynie ostatni tydzień miesiąca, kiedy dość mocno zmęczona byłam kręceniem Raphy, odpuściłam wygibasy. Generalnie jak już człowiek zacznie ćwiczyć to bywa nawet przyjemnie, najtrudniej jest się do tego zebrać i najtrudniejsze są deski. Deski robię w zestawie 6 x 1 minuta na 30 sekundowej przerwie + 4 x 1 minuta deska poprzeczna (po 2 na każdą stronę). Możecie mi wierzyć lub nie, ale ja jestem po tym świecąca.

Workout: 7h 55′

Cały czas – bywa, że i obsesyjnie – dbam o regenerację. Zawsze w tygodniu jeden dzień całkowicie wolny od treningów, dużo snu, suplementacja (tu nadal wspiera mnie Run&Bike), ćwiczenia wzmacniające, systematyczne przeglądy u fizjo, solanki, elektrostymulacja mięśni, masaż bąbelkami, gdy tylko jest ku temu sposobność, rolowanie. No kurde, aż sama się dziwię, gdy to wyliczam ile tego jest. Chyba faktycznie obsesja :) no ale trzeba, jeśli chcę, by w tym roku faktycznie nic nie pierdolnęło.

Razem: 62 h 10 minut oraz 1110 km

Bardzo mi się podoba ta droga do Kalmar.

About the author

BO. Lub jak mawiają inni Bożena triathlonu. Biegam, pływam, kręcę i kocham góry. A swoje sportowe przygody opisuję tu. Zostań, poczytaj, skomentuj, przynajmniej jest śmiesznie.