Wielki finał Roth – 2 miesiące wcześniej

Tak dobrze żarło i zdechło powiedziałby poeta. A ja skwituję krótko: spierdoliło się. Jaknoga przekreśliła w zasadzie cały kwiecień i teraz wszystkie ręce na pokład, aby nie psuła już nic więcej i by dało się coś jeszcze z tego uratować. A suka nie chce tak łatwo odpuścić, w końcu to hehe moja jaknoga, w ringu stoją więc dwie naprawdę mocne zawodniczki.

Kontuzje mają to do siebie, że sprowadzają człowieka na ziemię. Wyrywają ze sportowego letargu i każą spojrzeć na wszystko z nieco innej strony. Refleksyjniej tak, mądrzej. Że ważne są sportowe zamierzenia i fajnie wszystko podporządkować pod jeden cel. Ale nie najważniejsze. Że dobrze mieć ambitne założenia i plany, ale i tak grunt to być zdrowym. Że to nie może tak być, gdy wraz z kontuzją wali się człowiekowi świat i życie traci sens. Nie może! Przecież to tylko pasja, a noga to tylko jaknoga.

Noo, tak więc przewietrzyła mi głowę ta kontuzja. Nic teraz nie muszę, a jedyne, na czym mi zależy to zdrowie. Że jakiś wynik w Roth mam zrobić? Że jakąś presję własnych, lub niedajboże cudzych, oczekiwań odczuwam? Że wszystko ma wyjść w 100% i zawsze zgodnie z planem? Nic z tych rzeczy! Teraz przede wszystkim chcę mieć zdrową nogę, wystartować w Roth i ukończyć zawody. Tylko tyle. I aż tyle.

taylor-leopold-279
Fot. Taylor Leopold

Kwiecień upłynął pod znakiem płaczu, zabiegów i rehabilitacji nogi, brzuszków, ćwiczeń z gumami, pływania i bardzo lekkiego roweru. Oraz płaczu :) W sumie, jak na osobę kontuzjowaną, to i tak działo się dość sporo…

Pływanie

Trudno nazwać stabilnym to moje kwietniowe pływanie. Pływałam w zasadzie tylko delikatnie, na samych rękach, z rurką, baniakiem (który nie wiedzieć czemu wyraźnie mnie spowalnia), zadania długie i na spokojnie – nic z tego nie będzie martwiłam się żegnając już w myślach moje marcowe wodne mikrosukcesy. Co drugi dzień robiłam też w domu ćwiczenia z gumą (coś, co docelowo wyglądać ma mniej więcej tak) chcąc w ten sposób ratować zagrabiony mi przez jaknogę trening. Wraz z postępami rehabilitacji i ustępowaniem bólu nogi, odstawiałam ósemkę i bardziej angażowałam kończyny dolne, coraz odważniej odbijałam się też od ściany. To jednak wciąż nie było to moje fajne pływanie sprzed miesiąca :(

Wtem nagle… Nagle, w rozpisce treningowej widzę zaplanowany na środę test na 400 metrów. Generalnie, gdy w planie pojawia się TT, to robi mi się ciepło, potem niedobrze, następnie dostaję rozstroju żołądka i nie mogę spać po nocach… W tym przypadku udało się jednak podejść do sprawy na spokojnie, w końcu to tylko test kwalifikujący do grup pływackich na NeonCamp, poza tym jestem kontuzjowana, luzik Bo! I taki luzik, że popłynęłam w 6:53!!! Jaram się tym niezmiennie, co więcej, teraz to nawet czuję, że gdy poprawię to i tamto (głowa i łokieć) to może być jeszcze szybciej!

Swim: 14h 04′ i 37 km

Rower

Takie były piękne plany rowerowe na ten miesiąc! Takie piękne! A skończyło się na kilku luźnych jazdach, za które btw to też zjebkę od Trenera dostałam, że niedobrze, że nie powinnam takiej samowolki uprawiać. Ups. Bo o ile łatwo nie iść na trening jak boli, to w sytuacji gdy noga nie boli lub gdy mizia tylko trochę, to już znacznie trudniej usiedzieć spokojnie na miejscu. Zwłaszcza, że to przecież rowerek, helloł.

Bike: 15h i 397 km

Bieganie

Biegowy kwiecień to feralny półmaraton, kilka treningów przed nim i dwa spokojnie, krótkie biegania pod koniec miesiąca.

Run: 7h 38′ i 84,5 km

Końcówka kwietnia przypada na początek obozu w Szklarskiej z NeonTeam. Jaknoga w pływaniu spoko, na rowerze kręci aż miło, a na bieganiu niestety trochę jeszcze boli…

Razem: 36h 39′ + 5h ćwiczeń

Do Challenge Roth zostały 2 miesiące. Pewnie powinnam napisać, że trwa walka z czasem i że robię wszystko, aby nadrobić straty i zajebiście się do tego startu przygotować. W końcu jestem Bo – wojowniczka, która nigdy nie odpuszcza. Ale nie napiszę. Teraz najważniejsze jest zdrowie i spokój. Spokój i zdrowie. Jeśli to ogarnę, 9 lipca spełnię marzenie i zostanę ironwomanem.

A jeśli nie ogarnę, spox, zrobię to innym razem! :)

About the author

BO. Lub jak mawiają inni Bożena triathlonu. Biegam, pływam, kręcę i kocham góry. A swoje sportowe przygody opisuję tu. Zostań, poczytaj, skomentuj, przynajmniej jest śmiesznie.