Artneo BURATLON’15 czyli pora na…

Pierwszy strach, że przecież nikogo tam nie znamy, a wstydliwa jestem w towarzystwie, i co mi do takich sław i wielkich bohaterów polskiej sceny triathlonu. Drugi strach o jaknogę. Mimo, iż widzę coraz wyraźniejsze światło w tunelu (i wcale nie jest to nadjeżdżający pociąg), mniej błądzę, a z cierpliwością to nawet się zakumplowałyśmy ostatnio, tak jednak wciąż cholernie boję się o tę moją kończynę i naprawdę nie chciałabym już jej krzywdzić za bardzo. A jakby nie patrzeć, to przecież na sportowe zawody jechała.

Poza tym. O co cho? Toż to sekta jakaś! Cały czas czytam przecież na Facebooku tylko o działaczach, prezesach, obradach KS Niemaniemogę, staraniach o posadki czy stołki. I głupie miny wszyscy robią do zdjęć, w garnek walą, i w tych różowych bluzach paradują, a przecież to dorośli faceci… Ciągle tylko te zakłady, kto potem w damskim stroju kąpielowym lub z jedną ogoloną łydką ma wystąpić. Na dodatek uwzięli się na pomaganie innym. To nie jest wszystko normalne! Co oni palą? Co wielbią? Jakie składają ofiary? No. Także serio, pełna byłam obaw.

12074667_880163898725978_5282979794979935996_n
mKon i ja. Ja i mKon. Fot. Maciek Żywek

I okazało się, że słusznie byłam.

Bo oni są naprawdę niebezpieczni! Podstępem jakimś wkradają się w umysły niczym nieświadomych i poszukujących swojego jestestwa ekhm młodych ludzi i przekabacają ich na swoją stronę. Skradają serca. Ogołacają portfele – zbierając fundusze na cele charytatywne. Każą oddawać cześć burakom, a potem pić sok z ich krwi oraz jeść kotlety z wnętrzności. A wszystko pod przykrywką działalności sportowej, rywalizowania fair play i pomagania innym. Klub Sportowy Niemaniemogę. Oj! Nie dajcie się zwieść! Ostrzegam! Uważajcie na KS Niemaniegę, na mKona, na Prezesa Suchego, Garnek Mocy, Sportowego Jeża Porannego (kolejność przypadkowa) i skupionych wokół nich działaczy! Na mnie jest już za późno, przeszłam na ich stronę. Ale Wy uważajcie! Żeby potem nie było, że nie ostrzegałam.

12105794_403650159833829_2440150357847951552_n
Pani Barbara Margol, Prezes Nidzickiego Funduszu Lokalnego oraz Marcin mKon Konieczny. Fot. Radosław Walaugo

Artneo BURATLON to impreza z tych nieopisywalnych (w zrozumieniu pewnych kwestii pomóc może alfabet Krasusa). Jasne, że mogę zrelacjonować swój start, opisać biuro zawodów, zawartość pakietu startowego (śliczna filiżanka od Artneo.pl!) i oznaczenie trasy. Ale po co, jeśli są to rzeczy naprawdę drugorzędne. Na Buratlonie liczą się przede wszystkim ludzie! Ci, którym pomagamy tj. wychowankowie Nidzickiego Funduszu Lokalnego oraz ci, których spotykamy, poznajemy, z którymi owszem, ścigamy się też na trasie, ale potem razem tańcujemy, wiwatujemy i pozujemy do zdjęć. Pewną aurę tajemniczości i elitarności tworzy również fakt, że na Buratlon przyjeżdżają tylko zaproszone (żeby nie powiedzieć: wybrane) osoby i tym bardziej wielka duma, że mi również udało się tam wbić :) Pewnie z litości mnie wzięli, ale nieważne JAK, ważne ŻE!

Mam teraz w głowie mnóstwo różnych emocji, radości i wspomnień. Oprócz tego, że wreszcie osobiście poznałam wielu fantastycznych ludzi, których do tej pory obserwowałam jedynie wirtualnie (w internecie wydajecie się więksi :)), że o mało nie padłam ze śmiechu tak było wesoło i sympatycznie oraz nie ómarłam na trasie (1 km bieg – 15 km jazda na rowerze miejskim z siodełkiem na wysokości kolan – 7 km bieg), tak dla mnie wyjazd ten i zawody – nie chcę jeszcze krakać, bo bywało już przecież różnie – są chyba przełomowe.

12106986_880164182059283_8176275427139346101_n
Por mocy gotowy do drogi. Rower Herkules oraz rajderka także. Fot. Maciek Żywek

Znowu wróciła wiara! Jasne, że zatykało mnie w biegu przy tempie 4:40, podbieg wydawał się maszerowaniem w miejscu, a na rowerze miejskim 15 km urosło do dystansu olimpijskiego. Jasne że tak! Oraz że przyjechałam ostatnia (por w koszyku przy kierownicy zasłaniał mi widoczność, więc dlatego). Cztery miesiące leżakowania nie mogły przynieść innych efektów, nawet mi. Najważniejsze jednak, że znowu zaczynam wierzyć! Jaknoga nie dość, że chciała biec (i to w średnim tempie 5:07!), ale wygląda na to, że jej się jeszcze spodobało i chyba wreszcie gotowa jest na powrót! A ja wierzę, że się wykaraskam i wygrzebię. Nie ma nie mogę! Widzę, że ćwiczenia wreszcie przynoszą efekt, cieszę, że głowa odpuszcza, a wsparcie innych tylko motywuje do dalszej pracy. Wierzę, że będzie dobrze! Ufff. Czyli kurde będzie!

12088394_403658556499656_8332652981741674664_n
A w koszyku por mocy. Fot. Radosław Walaugo

Tak po cichu i spontanicznie postanowiłam ostatni etap biegowy pobiec z porem (trzymałam go w dłoni jak pałeczkę sztafetową). Nie pytajcie dlaczego tak, sama nie wiem, choć przypuszczam, że to pewnie efekt jakiegoś podprogowego przekazu działaczy KS Niemaniemogę, że zapewne chodziło im o „pora mocy” i była to starannie zaplanowana akcja, abym wreszcie uwierzyła, że niemaniemogę. I tak biegnę sobie z tym porem (mocy), biegnę. I zatyka mnie, i już nie mogę, i gadam do nogi, że zajebiście nam idzie i oby tak dalej. A pora (mocy) przekładam z jednej ręki do drugiej, bo zaczyna już ciążyć. I nagle słyszę od mijającego mnie chłopaka (pozdrawiam!), że on już wie, że rozszyfrowuje „człowieka rebus” (czyli mnie) oraz podaje hasło: PORA NA BIEGANIE! I tak sobie myślę, że to taki znak chyba? Nie? I że najwyższa już pora! Na bieganie, na układanie w głowie tego, co nie tak dawno totalnie się posypało… Że pora przestać się mazgaić, tylko wierzyć trzeba i szykować się na nowe otwarcie. Pora na „niemaniemogę”!

A czy wiecie, że dzięki takim akcjom jak m. in. Artneo Buratlon, sprzedaż różowych bluz niemaniemogę, magnesów motywacyjnych, buffek oraz różnych mniej lub bardziej durnych zakładów uzbierano już ponad 22 tysiące na Nidzicki Fundusz Lokalny? I że ta suma z pewnością jeszcze wzrośnie, bo ruszyła kolejna świetna inicjatywa działaczy KS Niemaniemogę – Triathlon Korespondencyjny? No! Więc oprócz tego, że pływamy już w Drużynie Korsarza, tak teraz grzecznie czekamy wszyscy do listopada, szykujemy pieniążki na wpisowe (przekazywane na NFL) i zapisujemy się na TriPost (oraz lubimy! lubimy!). Ja tym razem lecę już bez pora, za to ze świadomością, że to już najwyższa ;)

About the author

BO. Lub jak mawiają inni Bożena triathlonu. Biegam, pływam, kręcę i kocham góry. A swoje sportowe przygody opisuję tu. Zostań, poczytaj, skomentuj, przynajmniej jest śmiesznie.