I tylko siebie mi żal…

Bolą mnie nogi (to pisałam w poniedziałek). Bolą ręce i oczy. Odpryśnięty lakier na paznokciach mam (też w poniedziałek), a w sobie mnóstwo wrażeń, emocji i wzruszeń (wtorek). Zmęczona jestem, ale zadowolona. Mam dość, a jednocześnie chcę więcej (dodałam wczoraj).

mt
Zdrowe nogi… (Źródło: http://wallpaper222.com)

Bo w niedzielę ja też zrobiłam maraton! A nawet i ultra! Ultramaraton darcia się w niebogłosy, dzwonienia dzwonkami, gwiżdżenia gwizdkiem i klekotania klekotkami. Ironmam motywowania, wysyłania pozytywnej energii w tłum, wydurniania się i śmiechu. Mistrzostwa świata kibicingu, w których – dzięki super ekipie: Krasus, Ava, Paweł, Robert i Kris – z pewnością stanęlibyśmy na podium! I tylko może troszkę mi żal, ociupinkę taką maleńką, że znowu to nie ja. Byłam w centrum wydarzeń. Nie ja biegłam, nie ja walczyłam, nie ja upadałam, majestatycznie podnosiłam się z kolan (muzyka!) i cudownie wracałam do gry. Medal nie był dla mnie i w ogóle to już przede mną przyszłości sportowej nie ma już chyba żadnej, chlip chlip, tak sobie myślę ostatnio. Mimo iż Kasia (my hero!!!) udowadnia, że wszystko jest możliwe, to ja teraz na odwrót wręcz… Chlip. Że nie. Nadzieję wszelką tracę i coraz trudniej mi wyobrazić sobie, że ja jeszcze kiedykolwiek coś i gdzieś. Pobiegnę, osiągnę, zrobię. Się niestety nie zapowiada się. Tak sobie myślę ostatnio.

Noale na maratonie to najważniejsi byliście Wy! I Wasza walka! Wasze zaciśnięte zęby na 33 km (a tu jeszcze przecież Sanguszki) i uśmiech na mecie. Odmachiwanie na nasz szalony doping. Podbieganie, by przybić piątkę. Odklaskiwanie i robienie pĄpek (!) w momencie, gdy powinniście przeżywać kryzys i walczyć ze ścianą! Helloł! :) To było naprawdę fantastyczne! Gadamy sobie tak czasem z ojcami Smashing Pąpkins, że całkiem przypadkiem udało nam się stworzyć coś niesamowitego. Zebrać ludzi, którzy oprócz wyników w sporcie widzą też masę innych (czasem bardziej wartościowych) rzeczy dookoła: zabawę, pasję, potrzeby innych. Wielka duma być pApkinsem, wielka radość wypatrywać Was na trasie czekając na tę energetyzującą interakcję, wielkie wzruszenie, gdy Wasze dzieci (hmm, czyli moje wnuki?) w miniaturkowych koszulkach SP kibicują, biegają i już zdobywają swe pierwsze medale.

PDS5521
Jerzy Wielki. Fot. Piotr Dymus

I tylko mi siebie w tym wszystkim żal…

Kibicowanie ma w sobie pewien metafizyczny pierwiastek :) Zresztą pisałam już przecież. Znikają bariery i zahamowania, wszystkich chcesz przytulić, kopnąć na szczęście, pomóc jakoś i zmotywować. Tak naprawdę to nie za wiele możesz zrobić, a jednak dokonać można tak dużo! I drze się więc człowiek jak głupi jeszcze głośniej, gdy widzi, że ludzie niesieni tym dopingiem poprawiają sylwetkę, wydłużają krok, zaciskają pięści i z dodatkową energią mkną do przodu. Głupi człowiek.

Taka malutka jestem przy tych Waszych wielkich zwycięstwach i sukcesach. Gratuluję, cieszę się i podziwiam. Ale też kurde nienawidzę za to! Aaa! I strasznie zazdroszczę! (dopisałam dziś).

About the author

BO. Lub jak mawiają inni Bożena triathlonu. Biegam, pływam, kręcę i kocham góry. A swoje sportowe przygody opisuję tu. Zostań, poczytaj, skomentuj, przynajmniej jest śmiesznie.