Prawie jak na Korsarze lub lody z posypką rzucam się na książki o sportach wytrzymałościowych i sportowcach. Lubię poznawać biografie wybitnych i z reguły szalenie ambitnych, perfekcyjnych osób. Uwielbiam czytać relacje z biegów, opisy tras, a także poznawać kulisy i taką ludzką, od kuchni, stronę ich wielkiego heroizmu i sukcesów. Te historie same w sobie uczą, fascynują i motywują. A czasem też i przerażają oraz na nowo pozwalają docenić własne amatorstwo i fakt, że sport jest tylko pasją. Pasją, a nie całym życiem, toczonym w rytm tętna, tempa, diety, niekończących się treningów i poszukiwania sponsorów.
Travis Macy i John Hanc „Ultranastawienie”. Wydawnictwo Aha! 2015.
„Ultranastawienie” Travisa Macy to jednak trochę inna książka, choć opowiadająca równie ciekawe historie. To połączenie biografii wybitnego biegacza i uczestnika rajdów przygodowych oraz motywacyjnego poradnika z konkretnymi zaleceniami jak mentalnie radzić sobie na dystansach ultra i w życiu. Tak, również w życiu, niejednokrotnie pada w książce porównanie ultramaratonu do naszego życia. Długa i kręta droga, trudne podejścia i zbiegi, przepaki, kryzysy, pomoc bliskich, chęć zejścia z trasy…
Ale opisy wyścigów są naprawdę kozackie. Zarówno biegów ultra, jak i rajdów przygodowych, o których przyznam, że ups niespecjalnie wiele wiedziałam… Wspinaczka, kajaki, biegi, rowery, narty, nawigacja z mapą i kompasem, biegi w rakietach śnieżnych, tyrolki! Oj, czuję, żeby mi się spodobało :) Wszystko w zespole 4-osobowym, w górach, na pustyni, w puszczy i kanionach, przez kilka morderczych dni pod rząd. Czego to ludzie nie wymyślą normalnie :) Ale te historie nie są takimi zwykłymi opowiastkami. One są w książce w jakimś celu, udowadniają, że poszczególne zasady ultranastawienia są prawdziwe i sprawdzają się w konkretnych sytuacjach. Są namacalnymi przykładami właściwego (lub też nie) mentalnego podejścia do wyzwań i realizacji celu.
Nie wiem. Może to ten Rzeźnik sprawił, może inne bardziej i mniej przykre doświadczenia lub też wyobraźnia, ale czuję, że w wielu przypadkach szczerze i naprawdę dobrze rozumiem autora. Że wiem, jak bardzo może boleć kryzys i jak głośno krzyczą głosy, których człowiek wcale nie chce wtedy słyszeć. I jak czasem pod wpływem zmęczenia myśli są irracjonalnie. Jak ważna jest głowa. Chyba naprawdę przeszłam już inicjację i mogę nazywać siebie ultrasem… Dlatego też – mimo sugestii i zaleceń autora, że tytułowe ultranastawienie stosować można w zwykłym życiu – wydaje mi się, że książka ta adresowana jest jednak do sportowców. Zwłaszcza do tych szaleńców, którzy upodobali sobie sporty wytrzymałościowe, gdzie toczymy walkę nie tylko z ciałem (wyczerpanym) i naturą dookoła (nieprzewidywalną), ale również, a może i przede wszystkim z duchem. Tam, gdzie liczy się głowa (mocna).
Nie będę Wam teraz wymieniać wszystkich stosowanych i opisanych przez Travisa Macy sztuczek motywacyjych, które składają się na ULTRANASTAWIENIE. Jest ich sześć, sami poczytacie o nich w książce. Autor podkreśla, że właśnie dzięki tym zasadom mentalnym osiągnął, to co osiągnął. A jest tego całkiem sporo, m. in. zwycięstwo w cyklu Leadman Series (450 km) czy rekord przejścia (przebiegnięcia) przez rezerwat Zion. Pozwolę sobie jednak przybliżyć dwie. Jedna, genialna w swej prostocie, którą z pewnością będę stosować (jak już się naprawię) oraz druga. Wobec której mam mieszane uczucia.
1. Zasada dobrych i złych narracji
Podczas długiego biegu (życia) toczymy ze sobą niekończącą się rozmowę i walkę. Tak dużo zależy od tego, co sobie opowiadasz – pisze Travis Macy i zaleca, aby wszystkie negatywne narracje, które pojawiają się w naszej głowie w czasie kryzysu czy słabości, przeredagowywać i zwalczać lepszymi. Czyli zamiast „Nie mam już siły, dalej nie dam rady” powtarzać sobie „Im dalej, jestem mocniejsza i silniejsza” (a nie tylko „Spoko, dam radę”). Oczywiście, nie tylko powtarzać, ale również (łatwo powiedzieć) w to wierzyć. Innymi słowy to takie pozytywne myślenie, ale wzmocnione, bo dodatkowo skontrastowane z negatywnymi myślami, coś w stylu „Jak już nie możesz – przyspiesz”. Strasznie fajna sprawa. Borze, jak bardzo chciałabym już sprawdzać, czy równie skuteczna i motywująca!
2. Zasada „wpół do piątej”
Wszystko jest możliwe, kiedy nie masz wyboru. W zasadzie tej chodzi o to, że jeśli już poczyniliśmy wcześniej pewne zobowiązania (np. przebiegnę maraton, będę wstawać na treningi „wpół do piątej”), to potem fakt, czy w danej chwili chce nam się coś zrobić czy nie (np. zostać w łóżku i poleniuchować) jest bez znaczenia. Nie ma wyboru. Bezdyskusyjnie, bezrefleksyjnie niemalże, realizować mamy (musimy) zamierzenia przybliżające nas do obranego celu. No excuses!
Zasada może i dobra oraz skuteczna, jeśli chodzi o realizację planu treningowego i przebiegnięcie tego maratonu. Naprawdę działa! Znam ludzi, którzy z sukcesami ją praktykują… Na przykład taką Bo, co biegała z bólem (cel!) i teraz się musi zrastać. Jednego tatusia, któremu nagle uciekł rok z dzieciństwa córki, bo większość czasu spędzał w pracy i na treningach. Oraz kumpla, który robił (no excuses!) kolarski trening w deszczu, a potem leczył się tydzień z przeziębienia. Nie ma wyboru!
Jeśli jesteś zawodowcem, zasada ta sprawdzać się pewnie będzie idealnie. Jeśli masz tylko pasję i marzenia – podchodź to niej ostrożnie, radzi Bo. I naprawdę, świat się nie zawali, jeśli czasem zostaniesz w łóżku do godziny siódmej :)
I jak nie przepadam za poradnikami w stylu „zostań lepszą przyjaciółką” czy „asertywność w weekend”, które zazwyczaj są albo amerykańskie, albo po prostu śmieszne, tak „Ultranastawienie” właśnie dzięki tym opowiadanym ultrahistoriom oraz przywoływaniu, jakże ciekawych i bliskich mi doświadczeń, jest naprawdę warte przeczytania. A czy stosowane i polecane przez Macy’ego zasady skuteczne mogą być również w naszym przypadku? Najlepiej sprawdzić na własnej skórze. Lub też stworzyć i opisać własne :)
Na czym polega Twoje ultranastawienie? Konkurs
I właśnie na tym polega konkurs. Nazwijcie i krótko opiszcie jedną najskuteczniejszą w Waszym przypadku zasadę / sztuczkę motywacyjną / mantrę, którą stosujecie w momentach kryzysu lub która pomaga Wam w osiągnięciu sportowego wyzwania. Konkretnie nazwany cel i stworzony do niego plan? (u mnie sprawdza się najlepiej) A może wizualizacja lub nagroda? Albo wzór do naśladowania lub chęć udowodnienia czegoś komuś? Hasło, okrzyk? Inspirująca lektura tudzież blog? :)
Jak będą ciekawe propozycje, to zbierzemy je wszystkie razem i opracujemy nasz poradnik ultranastawienia :) Tak sobie właśnie wymyśliłam, może być?
A dwie najfajniejsze zdaniem jury (w składzie: Bo) propozycje nagrodzone zostaną książkami „Ultranastawienie” ufundowanymi przez Wydawnictwo Aha! Odpowiedzi standardowo wpisujcie tutaj w komentarzach pod wpisem lub na Facebooku. Konkurs trwa do 28 czerwca.
—
Aha! I skoro już o konkursach mowa. Książki to ja raczej nigdy nie napiszę, ale w 1800 znakach streściłam za to swoją „żelazną hihi storię”. Jeśli Wam się spodoba (o tutaj jest do poczytania), zagłosujcie na nią proszę w facebookowym konkursie Herbalife IM Gdynia (nr 1, po pĄkoszulce ją poznacie). Za każdy klik bardzo dziękuję (zwłaszcza, że mnie konkurenci gonio!). Każdego dnia można oddać jeden głos. Do klawiatur! :)