Dick i Rick – faceci, którzy sportowymi osiągnięciami udowodnili, że „nie da się” znaczy „da się” i swą postawą oraz determinacją podbili serca milionów na całym świecie.
Coś tam niby o nich czytałam, coś słyszałam o Teamie Hoyt, głównie za sprawą ubiegłorocznego przypadku niedopuszczenia do maratońskiego startu w Dębnie biegacza z niepełnosprawnym synem na wózku. Ale pojęcia nie miałam, że to jest TAKA historia! Niesamowita, wzruszająca, nieprawdopodobna! Naprawdę trudno uwierzyć, że prawdziwa. A jednak. Opisana w książce pt. „Oddany – opowieść o miłości ojca do syna” przez D. Hoyta i D. Yaegera.
Czytadło, wyciskacz łez na dwa wieczory lub jedno dłuższe przedpołudnie. Opowieść o walce, o miłości, o marzeniach i ich realizowaniu, o pasji, sile ducha i wytrwałości. I o bieganiu oczywiście, które potem rozwija się w triathlon i to w tym najlepszym, hawajskim wydaniu.
Śledzimy losy Dicka (ojciec) i Ricka (syn) Hoyt od momentu narodzin tego ostatniego (lata 60-te XX w.), po wspaniałe i niepojęte ich wspólne sukcesy biegowe i triathlonowe. Rick urodził się z czterokończynowym porażeniem mózgowym, bez umiejętności mówienia i samodzielnego życia. Warzywo wg lekarzy i urzędników, utalentowany i inteligentny chłopak wg rodziców. Rodziców, którzy postanowili o syna zawalczyć popularyzując równocześnie wiedzę o niepełnosprawnych i ich prawie do pełnowymiarowego życia w społeczeństwie.
A była to długa i trudna walka. Najpierw o zwykłe, szczęśliwe dzieciństwo, zmianę prawa, dostęp do edukacji oraz komputer umożliwiający Rickowi komunikację z otoczeniem. Potem o przezwyciężanie kolejnych barier w świecie sportu. O legalny start w zawodach ojca z niepełnosprawnym synem w wózku, o niezbędny sprzęt, o formę i śrubowanie wyniku.
2:45 w maratonie wybiegane przez czterdziestolatka pchającego wózek z dorosłym, niepełnosprawnym Rickiem? Ponad tysiąc wspólnych biegowych startów, w tym kilkadziesiąt maratonów? Dziesiątki triathlonów oraz dwa żelazne dystanse w Kona? Wciąż razem, z wykorzystaniem pontonu, specjalnie skonstruowanego roweru i wózka? Przebiegnięcie i przepedałowanie Ameryki w poprzek w 45 dni? Dick (choć jak cały czas on podkreśla, że Dick i Rick, bo razem tego wszystkiego dokonali) pokazał, że niemożliwe jest możliwe i że życiowe motto Teamu Hoyt „CAN” naprawdę coś znaczy.
I choć czasami miałam wrażenie, że czytam katechizm jakiś (na dodatek wybrakowany, bo trafił mi się egzemplarz bez kilku stron) – mnóstwo tam ochów i achów, wspaniałości, najlepszości i wiary w człowieka, to mimo wszystko polecam, zwłaszcza tym, co czytając lubią pociągać nosem. Obowiązkowa lektura dla wątpiących, zrezygnowanych i zdemotywowanych. Daje sporego kopa i mocny zastrzyk motywacji i inspiracji. Ja sama nie mogłam chyba tego przeczytać w lepszym momencie.
No i ten film jeszcze. Ile razy go oglądam to ryczę.