Czyli zaczynamy! Koniec zabawy, obijania się, nieregularnych i spontanicznych treningów. Koniec z nie chce mi się, a może dziś pobiegam czterysetki, a w weekend pościgam się na dyszkę. Będzie planowo i systematycznie. Aczkolwiek elastyczności i dostosowywaniu treningu do bieżącej dyspozycji nie mówię nie – już nieco siebie znam i mam nadzieję umiem też słuchać co ciałko ma mi do powiedzenia.
Uważność! Od dziś ruszam z przygotowaniami do jesiennego maratonu. Swojego drugiego maratonu (i już mam łzy w oczach, się wzruszam normalnie na samą myśl). Będę gotowa na 30 września, bo chcę jak boski Balotelli zostać bohaterką narodowego. I zostanę!
Wiem, że letnie przygotowania są trudniejsze od treningów zimowych szykujących formę pod wiosenne starty. Będę musiała jakoś sobie z tym jednak radzić. Z upałem, pokusą licznych startów (przed którymi i po których zawsze trzeba odpocząć, co już zaburza cykl treningowy), leniem (ale tego mam też zimą), kombinowaniem z urlopem itp. Jasno jest, więc trzeba też jakoś na tym treningu wyglądać ;), a że spacerowiczów mnóstwo to i liczba potencjalnych gapiów na moje pajacowanie podczas skipów jest ciut większa… Poza tym to będzie mój drugi maraton. Wg niektórych ponoć o wiele trudniejszy niż pierwszy start na królewskim dystansie. Bo się chojrakowi wydaje, że jest już nie wiadomo jakim biegaczem i z palcem w nosie machnie tę czterdziestkę. A tak naprawdę to nie ;)
Mądrzejsza więc o tę książkową i teoretyczną wiedzę oraz swoje prawie roczne doświadczenie (wiem co to OWB1 i WB2!) do przygotowań oraz przede wszystkim do startu podchodzę z pełną pokorą, determinacją i … jakżeby inaczej – ambicją! Czyli bijemy życiówkę. I mówimy o tym głośno coby anioły dobre usłyszały, a wszyscy inni kibicowali i potem rozliczyli z wyniku.
3:45 – brzmi cudnie nie? Też mi się podoba. I na taki wynik chcę pobiec. Wskakuję w 8 tydzień tego planu treningowego. Podobnie przygotowywałam się na kwiecień i ten plan bardzo mi pasuje. Jest wymagający (zwłaszcza od 10 tygodnia), zróżnicowany i prosty do ogarnięcia. Myślałam też o Skarżyńskim, ale mistrz zaleca swoje treningi na przygotowania zimowe, więc może kiedyś indziej…
A tak po cichu marzą mi się okolice 3:40. Mission impossible?
(I tu wszyscy krzyczą, że possible, possible! I że mocno trzymają kciuki i że się uda!)