Kupuję rower czasowy. Odcinek 2

To może znowu zacznę od sucharka (odcinek pierwszy historii do przeczytania tutaj). Rozmawiają dwaj triathloniści. Wygrałem milion w totka! – chwali się jeden. Kupię sobie rower! Ooo, super! A co z resztą? – dopytuje drugi. Resztę dołoży rodzinka.

Witamy w Veloart Kraków!

A więc jestem już po pierwszym fittingu wykonanym w studiu Veloart w Warszawie i z niecierpliwością oczekuję na ofertę. Wiem czego mniej więcej potrzebuję i czym mogę się interesować, znam swój budżet oraz „granicę błędu”, do której mogę go przesunąć. Tak powiedzmy max 5% więcej od zakładanej wcześniej kwoty gotowa jestem na rowerek wydać. Ani promila więcej! Ani złotówki. I tu zdradzę Wam w tajemnicy pewną zasadę rządzącą kolarskim wszechświatem. Zasada stała jak lany w poniedziałek czy trzecie prawo Murphiego. Otóż brzmi ona, że owe 5% zawsze przekształca się w 20%. Zapytajcie Krasusa, poczytajcie fora lub po prostu sprawdźcie na własnym przykładzie. Człowiek zawsze wyda na rower więcej niż wcześniej postanowił. Taki mądry. Zawsze!

No ale przecież pasji nie przeliczamy na pieniądze, więc wróćmy do oferty i sklepu. Mailem dostałam od Pawła całą specyfikację roweru, szczegóły ustalaliśmy telefonicznie, spać nie mogłam (choć tak naprawdę zdecydowałam się w ciągu 3 minut), generalnie cała byłam podekscytowana i też nie do końca wierzyłam w całe to szaleństwo :) Uzgodniliśmy termin odbioru roweru, który z racji dogodniejszej niż stolica lokalizacji, zdecydowałam się zrobić w Krakowie, w głównej siedzibie Veloart. Bliżej, wygodniej, a na dodatek ostatecznych przymiarek dokonywał sam Jarek Dymek (fittingowe guru), niestety w nieco mniej sprzyjających warunkach, gdyż równocześnie w salonie odbywały się badania wydolnościowe i po prostu musieliśmy się wszyscy jakoś pomieścić.

Pisałam już wcześniej o filozofii doboru roweru w Veloart. Najpierw dokonuje się pomiarów rajdera, a dopiero potem wybiera ramę najbardziej pasującą do sylwetki człowieka i możliwości idealnego sffitowania. I co się ostatecznie okazało? Na mnie, jej wysokość Bo, najdłuższe nogi w historii Veloart, Hakeem Olajuwona polskiego triathlonu, żadna tam rama 58 cm czy 56 cm jak mi się wcześniej wydawało. Ale 54 cm! Czujecie? Że krótki tułów mam (hihi) i zdecydowanie taki rower będzie dla mnie lepszy, wygodniejszy, a więc i szybszy. Tak szczerze, to nie do końca chciało mi się w to wierzyć, przyznam. Że na jakimś bmxie mam się ścigać? Kolana o kierownicę obijać? No way! A jednak. Usiadłam, sprawdziłam, przekręciłam korbą kilka razy i… YES! To jest to! Normalnie jakbym w ulubionym fotelu usiadła. W wannie pełnej piany się zanużyła. Tak komfortowo było i przyjemnie. Z bąbelkami! Ta rama naprawdę jest dla mnie! Takie cuda. Więc ludzie! A zwłaszcza ci nie do końca wymiarowi, nie kupujcie roweru w ciemno! Naprawdę szkoda pieniędzy na coś, co Wam się wydaje, a potem na siłę trzeba będzie dopasowywać. Szkoda.

IMG_7535
Tak było na pierwszej wizycie w Veloart Warszawa

Zanim jednak usiadłam na ten rower, bloki w butkach trzeba było poustawiać i ogólnie dopasować wszystko to, co chłopaki z Velo – bez rajdera na podstawie wymiarów zebranych podczas pierwszej wizyty – wcześniej podokręcali. Trochę zaskoczyła mnie ceremonia mierzenia i dopasowania butów – przecież to kółka jeżdżą nie one, ale jednak one też. Po krótkim wywiadzie oraz badaniu odcisków stopy okazało się, że potrzebuję specjalnych wkładek wspierających nie do końca doskonałe (też mi coś!) wysklepienie stopy. Jarek wszystko tłumaczył, ruch stopy podczas kręcenia opisał, generalnie dużo ciekawych rzeczy się dowiedziałam, to kolarstwo to jednak dość skomplikowana dyscyplina sportu.

collage1

I ostateczne przymiarki, ustawienie bloków, poprawa mostka, zmiana kątów umieszczenia padów pod łokciami, sprawdzanie napięcia mięśni karku i bicepsa. Mamy to!

IMG_6867
Niestety, walizki nie dali ;)
Mój przyjaciel Czesław

Jeszcze zanim go odebrałam, w duchu wstępnie ochrzciłam gościa Czesławem. I więc Czesław. Czesław od czasław czyli czasówki. Czesław Lang. Czesław Miłosz. Czesław Niemen. Ponadto Czesław to imię dla oryginalnego i niebywale niezależnego mężczyzny. Który ma wiele uporu i konsekwentnie kroczy wybraną ścieżką. Lubi zdobywać wiedzę i nowe umiejętności, ale zdarza mu się ulegać słomianemu zapałowi. To imię mężczyzny spokojnego i szanującego uczucia innych. Czesław zostaje dobrym mężem, a przede wszystkim przyjacielem. 

A czy wspominałam już, że mój przyjaciel Czesław jest bardzo przystojny i klasycznie elegancki? Otóż jest! Biały mat (zdjęcia nie oddają tej zajebistości) (ponoć czyści się to fatalnie) (nieważne), czarne i dyskretne, czerwone dodatki. Zresztą co będę opisywać, zobaczcie sami! Na razie w korytarzu (więcej fotek wrzucam na Insta). Ale niebawem na trasie (uprzedzam, będzie rozmazany).

DSC03241
Czesław
DSC03249
Czesław

Trochę się tego wszystkiego bojam. Nawet bardzo trochę… Ale o tym innym razem – na razie się przywitajcie się grzecznie i poznajcie Czesława.

About the author

BO. Lub jak mawiają inni Bożena triathlonu. Biegam, pływam, kręcę i kocham góry. A swoje sportowe przygody opisuję tu. Zostań, poczytaj, skomentuj, przynajmniej jest śmiesznie.