Panie Jerzy! Sprawdzam

„Biegiem przez życie” otworzyło mi oczy na bieganie. Było objawieniem i odkryciem niczym poznanie smaku czekolady czy zrozumienie zasad spalonego. Dzięki tej książce wkroczyłam w tajemny i nieznany mi dotychczas biegowy świat drugich zakresów, wytrzymałości tempowej, tętna, krosów i całej tej wiadomej lub dla innych niewiadomej reszty. Owube, gimnastyka siłowa, technika biegu, suplementacja. Jakie to wszystko było wtedy nowe! I jakie ciekawe! I poza tym „Biegiem przez życiem” było fajnym motywatorem, czytając do poduszki już się nie mogłam doczekać dnia następnego kiedy to będzie upragniony trening. Noo, i czyta się to świetnie, nie ma raczej przynudzania, za to oprócz ogromu sportowych i biegowych mądrości, wiele różnych ciekawostek, dygresji, żartów oraz historii wielkich ludzi. Kto zna, potwierdzi. Nieprawdaż?

A potem wszyscy zaczęli mówić, że „Skarżyński działa”. Że „wystarczy” biegać wg planu, realizować założenia tempowe i kilometrażowe, nie zapominać o dodatkowych ćwiczeniach i rozciąganiu i powinno być zajebiście. Pytam kolegów, którzy przygotowywali się na 3:30. Sławek pobiegł 3:38, ale Andrzej już urwał dobrych kilka minut z zakładanego planu. Marcin machnął 3:23 i teraz myśli o 3:15. A w necie pełno opinii zadowolonych biegaczy, którym również się udało. Oczywiście są też głosy na „nie”, co tylko wzmogło moją ciekawość i chęć przetestowania tej magii na sobie. Kto jak kto, ale ja założenia treningowe potrafię realizować, królikiem doświadczalnym jestem więc chyba idealnym. Nic tylko dać marchewkę, zaprogramować, obserwować, zbierać wyniki badań i ogłosić sukces w „Nature”.

Aaa. Czy już wszyscy wiedzą, że wiosną (16.03) biegnę maraton w Barcelonie? No to biegnę, taki jest plan. I pod Barcelonę przygotowuję się właśnie wg planu Skarżyńskiego. Na jaki czas spytacie, odpowiem szalona, że na prędkość przelotową 4:59. Trochę na wyrost. Tak, nawet bardzo bardzo trochę i na wyrost, ale w sumie… Why not? Przecież jestem taka boska.

Tak między nami mówiąc i po cichu na dodatek, to trenuję już w zasadzie trzeci tydzień. A tygodni będzie razem 23. Obecnie orzę, a może oram (?) czyli jestem na początku etapu pt. Orka, którego celem jest: poprawa sprawności ogólnej, przyzwyczajenie organizmu do coraz dłuższych, ale łagodnych obciążeń, praca typu przyspieszenie-zwolnienie, podbieg-zbieg oraz (lajk) próby sięgania do granic możliwości fizycznych i psychicznych :) Na razie jest jednak dość spokojnie: wtorki 14 km, w środy dyszka, w czwartek znowu 14 km w pierwszym zakresie, w sobotę kros (na razie pasywny), a w niedzielę dłuższe wybieganie tj 20-25 km. Plus rozciąganie i gimnastyka siłowa, choć tę ostatnią ciut zaniedbuję, acz na siłowni bywam i nawet mi się podoba. O zgrozo.

A po Orce będzie Siew, następnie BPS i już kochanieńki maraton.

IMG_20131024_112740

Tak więc Panie Trenerze! Sprawdzam tę Pana szkołę i myśl skarżyńską. Oczywiście nie obejdzie się bez pewnych modyfikacji oraz naciągania planu do moich triathlonowych zapędów i aktywności. Nie można przecież zapominać o codziennym (tak, to się dzieje, codziennym!) basenie, jak też zaniedbywać chłopaków: Kuby (szosą) i Leona (emtebo). No ale jakoś wszyscy musimy to przecież ogarnąć. Prawda, Panie Jerzy?

Przyznam, iż dziwi mnie co prawda w tym Pana planie brak długich wybiegań (takich powyżej 30 km), co do tej pory było standardem w moich maratońskich przygotowaniach i nie wiem czy dla spokoju ducha nie dokręcę czasem w niedzielę tych kilku kilometrów. Niepokoi także fakt, że WB2 zapierdalać mam w tempie 4:45, a na samą myśl o krosie aktywnym oraz BNP odnawiają mi się wszelkie kontuzje. Boję się też czy sprostam rygorowi gimnastyki siłowej i ćwiczeń oraz czy moje ciałko wytrzyma tygodniowy kilometraż sięgający nawet 80 km. I czy zdrowie dopisze.
Generalnie to jestem pełna obaw, no ale przecież to są nowe marzenia i wyzwania! Wyzwania, które nakręcają i marzenia bez których, jakże mdłe i wyblakłe byłoby to życie…

Poza tym Panie Jerzy. Jak już Pan kiedyś (mój pierwszy poważny start! <wzruszenie>) złożył mi odpowiednie życzenia, to chyba teraz najwyższy czas, by wspólnie zrobić wszystko, aby się spełniły. Nieprawdaż?

About the author

BO. Lub jak mawiają inni Bożena triathlonu. Biegam, pływam, kręcę i kocham góry. A swoje sportowe przygody opisuję tu. Zostań, poczytaj, skomentuj, przynajmniej jest śmiesznie.