Moja druga taka jesień

Nostalgicznie. Ponieważ szuranie liści pod butkami, deszcz, wiatr niewtymkierunkucotrzeba oraz problemy z oszacowaniem ile warstw mam na siebie włożyć na trening, uświadomiły mi, że przeżywam właśnie swoją drugą biegową jesień…

Bo tak naprawdę to rok temu – jesienią właśnie, a nie latem kiedy wstępnie badałam teren i swoje możliwości – moja przygoda z bieganiem zaczęła się na dobre. Z tego okresu pamiętam głównie bolące kolana okładane wieczorami lodem oraz ledwowchodzenie po schodach po przebiegnięciu 8, a potem (hurra!) 10 km. Ponad cztery razy tyle w maratonie mam przebiec – myślałam – to jakaś masakra, to się nie zdarzy, nie w moim przypadku, never. Potem była pierwsza 15-stka, 18-stka i pierwszy treningowy półmaraton. Umierałam ze zmęczenia, ale i z dumy, że się da, że potrafię, że biegam więcej, dłużej i że wciąż przesuwam granicę. Bloga po cichutku i tylko dla siebie pisałam, dopóki taki jeden (szpieg) mię nie nakrył i nie wykopał. Zarejestrowałam się na makaronypolskie, Runnersów zaczęłam czytać, a potem „Bieganie” i oczywiście „Biegiem przez życie” z biblioteki. I co wieczór o maratonie marzyłam. Wszystko w tajemnicy.
I nawet gdy wątpiąc, wciskałam się po raz pierwszy w długie, biegowe rajtki (czy tylko ja twierdziłam wcześniej, że nigdy czegoś takiego nie włożę?), to wiedziałam, że raczej na pewno jestem po właściwej stronie mocy.

Ale zleciało. Tymczasem ostatnio dostałam kilka e-maili, w których dziewczyny piszą, że jestem dla nich motywacją. Nooo, też się zdziwiłam, ale to bardzo miłe. Kto Bo pomyślał!!! Jedna z nich (pozdrawiam) zapytała nawet, jakim cudem przy tak krótkim stażu, biegam tak dobrze i szybko (!). Parafrazując, zapytała jakim cudem jestem taka boska. Powiedziałam krótko, cudów nie ma. Po prostu swoje trzeba wybiegać i raczej nie ma drogi na skróty. A poza tym po co na skróty? Najfajniejsze jest przecież gonienie królika.

Niedziela już za popojutrze. A więc tak jak trzymaliśmy kciuki za Wrocław, tak jak skutecznie dmuchaliście (miejscami przyznam ciut za mocno i nie w tę stronę) w Narodowy, tak teraz również ze wszystkich sił kibicujemy tym, co w Poznaniu!
A komu szczególnie, nie tylko ze względu na fajne ponoć łydki, to chyba wszystkie wiemy ;)

About the author

BO. Lub jak mawiają inni Bożena triathlonu. Biegam, pływam, kręcę i kocham góry. A swoje sportowe przygody opisuję tu. Zostań, poczytaj, skomentuj, przynajmniej jest śmiesznie.