Kto to wymyślił? Ja się pytam? Te skipy A? Dziś poznałam je na własnej skórze (i zrobiłam – uwaga – SB tj. siłę biegową). Oczywiście pamiętam coś tam z zamierzchłych czasów i lekcji WF na korytarzu, że kolana wysoko, że dynamicznie itd. – no ale teraz to jest zdecydowanie co innego…
Te skipy to chyba jedynie w grupie można robić, kiedy inni motywują cię do dotarcia do końca (zrobiłam 9 powtórzeń na 150 m – gratulacje można składać w komentarzach). Poza tym lepiej w towarzystwie robić z siebie pajaca, niż w pojedynkę. Bo wygląda się raczej śmiesznie…
Chłopcy skipowali miejscami z prędkością światła… A ja? Ehhh, demonem zwinności i prędkości to ja nigdy byłam… i nie będę.
No, ciężkie te skipy są. Podobnie jak nogi gdy potem wchodzisz po schodach. Ale to chyba jak z lekarstwem – im bardziej ohydne tym skuteczniejsze. Tak więc dokładam skipy do swojego tygodniowego rozkładu jazdy.
A powoli – dzięki pomocy bardziej doświadczonych biegaczy – zaczynam też ogarniać swój plan treningowy. Jutro bieg ciągły. Jakbógda 40 min. w tempie 5:14.
Stay tuned!