Trochę w takim rozkroku stoję. Z jednej strony jaram się swoim treningiem, zdrowiem i faktem, że wreszcie mogę normalnie i systematycznie trenować oraz mieć z tego naprawdę sporo frajdy. A także widzieć fajny, ambitny cel na horyzoncie. Z drugiej jednak…
Mam świadomość, że ten pociąg już chyba mi mocno i konkretnie odjechał. Patrzę na niesamowite wyniki dziewczyn (gratulacje! podziw! zazdro!), z którymi jeszcze kiedyś rywalizowałam prawie na równi, a teraz to już raczej zero szans; widzę kosmiczne tjuningi sprzętu, po czym zerkam na mojego 7-letniego Czesława na manualu, bez ceramiki, dysku i tarcz; podziwiam profesjonalne podejście (amatorskich) osób otoczonych wianuszkiem trenerów, dietetyków, fizjo, kołczów mentalnych oraz sponsorów i… otwieram kolejną paczkę Korsarzy cerując dziurkę w butach biegowych, hehe. No kurwa serio odjechał ten pociąg! Ostał się ino kurz i ja stojąca na tym peronie z głupim (acz szczerym) zacieszem, że udało mi się dziś zrobić podbiegi.
Gonić ten pociąg? Czekać (i zbierać plny) na następny? Czy może po prostu otrzepać się z tego kurzu i niepotrzebnych rozkmin oraz nadal robić swoje hopsając tu i teraz? Jakoś do tej pory ta MOJA DROGA była w sumie całkiem spoko, nie? Raz, że moja, dwa, że droga. A trzy, że nie mam chyba wielkiego wyboru, trzeba nią brnąć dalej!
Sierpień – za wyjątkiem niemiłego bydgoskiego epizodu – był baaardzo fajny treningowo.
Był plan, miejscami dość ambitny jak na moje obecne możliwości, było wykonanie i przede wszystkim radość, że to się znowu zaczyna jakoś kleić. A Bydgoszcz? No cóż, zatruło się nas na zawodach pływackich Bydgoska Woda, jakieś kilkadziesiąt osób… Albo wodą, albo cateringiem, albo ch. wie czym jeszcze, może powietrzem jakimś dziwnym, organizator umył (nomem omen) ręce, powiedział, że z jego strony wszystko było w porządku i że życzy nam zdrowia oraz do zobaczenia za rok. No nie sądzę. Trzy dni wyjęte z życia, prawie tydzień z fajnego treningu – powiedzieć, że się lekko wkurwiłam, to jak nic nie powiedzieć. Cała sytuacja jest dla mnie o tyle paradoksalna, że dwa dni przed Bydgoską Wodą, płynęłam Oceanmana na 10 km w morzu i tam nie wydarzyło się absolutnie nic, a załatwiło mnie 50-minutowe pluskanie w Brdzie wte i wewte.
Miesiąc emocjonalnie upłynął mi przede wszystkim pod znakiem biegania. Ależ fajowe jest bieganie bez bólu! Gdy człowiekowi doskwiera tylko – hehe – brak formy i szybkości, upał, głód oraz pragnienie. W sierpniu przebiegłam rekordową liczbę 191 km, co sprawiło, że w tym roku mam już na budziku 773 km! Prrr! Stój dzika bestio! No niestety, nie zdążę z tym bieganiem przed październikowym IM, ale robimy z Trenerem co się da, aby przynajmniej wyjść z tego „pojedynku” z honorem.
Run: 191 km i 16 godzin 47 minut.
W sumie na rowerze też trochę pojeździłam. Wakacje, obok zdrowia, to druga zajebista rzecz w triathlonie, stwierdzam. Wszystko jeżdżę teraz na czasówce, starając się za każdym razem zaliczyć jakiś podjazd lub dwa, albo siedem. Do moich szczytowych osiągnięć kolarskich jeszcze sporo mi brakuje, bardzo sporo, ale przynajmniej jestem fajnie rozjeżdżona i 3-4 godziny w siodle, pod warunkiem uczciwego jedzenia w trakcie, nie robią teraz na mnie większego wrażenia. Jeżdżę na ciut wyższej kadencji, częściej zrzucam z blatu i nie przepycham pod górę, jest inaczej niż dotychczas, ale tak samo cudownie. Czesławie, tak trzymaj! Obiecuję w podzięce zawsze naładowaną lampkę, czysty napęd i wyszorowane bidony po każdym treningu.
Bike: 1035 km i 38 godzin 22 minuty.
O sierpniowym pływaniu wspominałam już. Był Oceanman, była tfu! Bydgoska Woda, było kilka treningów na basenie, coby człowiek przypomniał sobie jak to jest bez pianki (dziwnie) oraz fantastyczne, epickie pływania OW wczesnym rankiem lub wieczorem. No niestety, zasada, że więcej biegania przekłada się na gorsze pływanie, sprawdza się w moim przypadku idealnie, ale biorę to wszystko z całym dobrodziejstwem inwentarza.
Swim: 43,5 km oraz 15 godzin i 49 minut.
Łącznie na wszystkich treningach spędziłam w sierpniu ponad 74 godziny. Jakkolano lubi to! I nadal dzielnie oraz systematycznie wykonuje zalecone ćwiczenia ekscentryczne, na przemian z jogą i zimnym prysznicem.
Do IM Cascais zostało 39, a do Damskiego tri campu (anyone jeszcze? mamy miejsca!) 15 dni. Żyćko, nie spierdol mi tego, pls.