Ktoś spóźnił się na start bo nie przewidział, że będą trudności z zaparkowaniem w dniu zawodów. Inny nie dokręcił koła lub zostawił rower w strefie na złych przełożeniach. Zamyślił się na trasie i wyleciał z zakrętu. Przedwcześnie zaczął upajać się zwycięstwem i przeoczył moment, w którym został wyprzedzony. Ktoś poddał się flow zapominając o założeniach startowych. I jedzeniu. Albo na odwrót, zapętlił w negatywne myśli i przestał skupiać na zadaniu. Więc ostatecznie nie wyszło. Brzmi znajomo?
Może to wina rutyny. Może roztrzepania. Być może też pech lub niefortunny zbieg zdarzeń. Albo skupianie się na robieniu fejmu na fejsie lub ładnym kadrze do insta, a nie rzeczach ważniejszych. Moim zdaniem jednak, zazwyczaj w takich sytuacjach po prostu zabrakło koncentracji. To ona jest kluczem do dobrych zawodów i ostatecznego zadowolenia na mecie.
Można mieć super formę, moc w nodze, pięknie sfittowany rower oraz idealnie zaplanowaną strategię żywieniową, ale jeśli nie będzie koncentracji, która wyciągnie z tych elementów maksimum możliwości oraz ułoży je w jedną kompletną całość, nic nie będzie. Bez względu na obecną formę oraz cel, z jakim pojawiasz się na linii startu, czy będzie to wynik, czy zabawa bądź po prostu ukończenie, to właśnie przez te kilka / kilkanaście godzin najważniejsza w tym wszystkim jest koncentracja. Koncentracja na czynnościach przedstartowych oraz skupienie w trakcie zawodów. Koncentracja na każdej czynności, którą wykonujesz.
Tak długo jesteś w grze, jak długo jesteś skoncentrowany mawia Kris. Mądrze mawia. O ile na krótszych dystansach utrzymanie non stop koncentracji wydaje się być stosunkowo proste, tak już skupianie się na każdej czynności przez 5, 10 czy 15 godzin będzie znacznie trudniejsze.
No właśnie, koncentracja nie jest łatwa. Mimo, iż nie wyklucza flow (acz każe trzymać go na wodzy), to wymaga zadaniowego podejścia do akcji oraz ciągłego myślenia o tym, co tu i teraz. Poza tym, mózg lubi się wyłączać, gdy ma do czynienia z rzeczami znanymi i monotonnymi (np. 5-godzinna jazda po płaskim). Na szczęście jednak koncentracja to nie cecha osobowości, a umiejętność, którą po prostu można nabyć, wyćwiczyć i rozwijać. I na drugie szczęście, mózg nie odpuszcza, gdy pojawia się motywacja, zaangażowanie i świadomość celu.
Jak utrzymać koncentrację? Niestety nie poradzę i nie wypunktuję tutaj magicznego poradnika, dzięki któremu człowiek od razu stanie się mistrzem skupienia i uwagi. Sama mam z tym spore problemy i cały czas pracuję, by podczas zawodów trzymać swe myśli na smyczy. Ale zdradzić mogę swoje patenty równocześnie prosząc Was o podzielenie się własnymi :)
Ćwiczę koncentrację na treningach. Ileż to razy zdarza się człowiekowi np. podczas treningu pływackiego myśleć o wszystkim, ale nie o pływaniu. Co będzie na obiad, jak się jutro ubiorę, ojejku ale ciężko, te limity są przecież nie do uciągnięcia. A dobry trening to taki, w którym skupiasz się na zadaniu, na technice, na nie odpuszczaniu. Na tu i teraz.
Dzień lub dwa przed zawodami (a jestem raczej FOMO) ograniczam, a w zasadzie wyłączam się z social mediów. Staram się myśleć przede wszystkim o zawodach. Jedzenie, sprzęt, treningi rozgrzewkowe, regeneracja. To czas, w którym nie jestem zbyt towarzyska i rozmowna. Oczywiście jest stres, który mocno człowieka spina (warto co jakiś czas zrobić kilka konkretnych oddechów na rozluźnienie), ale który – wbrew pozorom – pozwala mi to skupienie utrzymać. Mam też pewne przedstartowe rytuały, które niejako wprowadzają mnie w „trans” i całą atmosferę zawodów. Z wielką starannością podchodzę zawsze do „dnia przed”, tu nie ma miejsca na głupie błędy i przypadki.
A podczas zawodów (poprzedzonych sprawdzoną rozgrzewką) po prostu powtarzam w myślach czynności, na których powinnam się skupiać. Chwyt wody, łokieć, a teraz pociągnięcie. Bąbelki. I znowu chwyt i nawigacja. Dobrze też mieć świadomość myśli / rzeczy / zdarzeń, które mogą człowieka rozpraszać (która jestem? jaki będzie czas? jak idzie komuśtam? ale jest ciężko, ale jest dobrze) i po prostu starać się ich unikać lub szybko od nich wracać do tu i teraz. TU I TERAZ. JA I TU I TERAZ. Nie inni (no chyba, że walczysz o miejsce). I na rowerze znowu gadanie do siebie. Nie podpalaj się, trzymaj równo, nie strzelaj. Chowaj głowę. Jedz i pij (pomocny brzęczyk w garminie), uważaj na drafting. Bieganie to dbałość o aktywny (nieczłapany) krok, rozluźnianie rąk, kontrolę tempa, nawadnianie i picie. Zresztą, wszyscy przecież wiemy na czym się skupiać, nie będę tu wypisywać oczywistości.
Rzecz jasna nie sposób utrzymać pełnej koncentracji od pierwszej do ostatniej minuty wyścigu, przerwy dla podziwiania np. widoczków czy fajnych okolicznych łydek lub na wizualizację mety i siebie na ostatniej prostej są nawet wskazane, ale zawsze trzeba wrócić do tu i teraz. Dobrze mieć też plan (i ew. plan B) i koncentrować się na jego realizacji. I oczywiście nie można pozwalać sobie na negatywne myślenie. Nigdy. Oraz mieć świadomość, że flow owszem jest zajebiste, ale bywa też pułapką. Najbezpieczniej jest po prostu tu i teraz.
Chwyt, łokieć, równa moc, schowana głowa i jedzenie. Nie człap Bo. Łokieć, moc, jedzenie, tempo. Nie człap. I tak do zaj… mety :)