Gdy nagle pojawia się przyszłość

Kiedyś pamiętam na jednych ze studiów mieliśmy warsztaty z psychologii biznesu i pani profesor kazała nam za pomocą okręgów przedstawić i narysować swoje życie. Jak wielka lub mała jest dla nas przeszłość (jeden okrąg), jak duża i znacząca teraźniejszość (drugi) oraz jak widzimy swą przyszłość (trzecie kółeczko). W zależności od skali ważności tego, co było, co jest i będzie oraz oddziaływania na siebie tych etapów życia, okręgi miały mieć różną wielkość, mogły na siebie zachodzić, przenikać lub nie dotykać się wcale. Pamiętam wyszłam z tych zajęć w niezłym szoku, gdy uświadomiłam sobie jak proste, a zarazem nieproste jest moje życie…

Wszyscy pięknie rysowali trzy kółka (podglądałam, długa szyja, no co?) – najczęściej małe symbolizujące przeszłość, dosyć duże jako teraźniejszość i podobne lub większe odnoszące się do przyszłości i planów (wiadomo, syn, dom, drzewo, rodzina, spłata kredytu i kominek w salonie). I co narysowała Bo? Po jakiejś godzinie ślęczenia nad pustą kartką, podziwiania i zazdroszczenia innym jakie to mają usystematyzowane życie, że wiedzą, gdzie byli, gdzie są i czego chcą dalej? Otóż. Kropka odnosząca się do przeszłości i jeden, wielki, ogromny jak młyńskie koło i wychodzący poza marginesy kartki okrąg symbolizujący teraźniejszość. Na przyszłość zabrakło już miejsca… Nie ma jej, nie było. Moje życie – kropeczka i jeden okrąg.

Życie teraźniejszością. Tu i teraz. Na spontanie, co los przyniesie. Z jedynymi planami dotyczącymi wakacji i ewentualnej miejscówki na snowboardowy wypad zimą. Bez specjalnych zamierzeń i stresu związanego z brakiem ich realizacji. Fajne życie. Zajebiste.

coo

Potem, gdy dość konkretniej pojawił się w moim życiu sport, to podejście troszkę się zmieniło. W sensie, że trzeba było wiedzieć czy i gdzie za pół roku pobiegnę maraton :) I na jaki czas. Triathlon z kolei wymusił już znacznie większą dbałość o organizację, planowanie i projekcję przyszłości. Nie tylko układanie kalendarza startów i to czasem z prawie rocznym wyprzedzeniem, ale również bieżące ogarnianie rzeczywistości, godzenie treningów z życiem w cywilu i codzienną logistykę dla zaawansowanych. Zawsze jednak to wszystko działo się w perspektywie nie dłuższej niż 12 miesięcy do przodu. Ot, punkcik więc taki niewielki się pojawił, mniejszy od ziarenka piasku w brudnym łańcuchu rowerowym, ale był.

I nagle teraz dzieje się coś niesamowitego! Punkcik się powiększa. Ja naprawdę rysuję to trzecie kółko symbolizujące przyszłość! I to nie żadną małą kropkę, którą kiedyś pani do dziennika za nieprzygotowanie wpisywała czy plamkę widoczną dopiero po uprasowaniu koszuli. Kreślę duży, uczciwy, pękaty jak mój brzusio po zjedzeniu kilograma śliwek, równiuteńki okrąg odnoszący się do mojej przyszłości. Mam marzenia, które konkretyzuję w plany i umieszczam na swojej osi czasu!

Bo ja już nie tylko wiem, co chcę i będę robić w 2017 roku (debiut na dystansie ironman w Roth, jakby jeszcze nie do wszystkich dotarło). Ale wiem, co wydarzy się w roku 2018! I jak los będzie łaskawy to również w 2019! Nigdy, serio mówię, nie miałam tak dalekosiężnych planów.

A więc, czy wszyscy siedzą i słuchają uważnie, bo nie będę (a raczej będę i to wielokrotnie) powtarzać. Taki to otóż bowiem jest plan. W przyszłym roku Roth (aaa!) (jaram się tym strasznie!). Za dwa lata zdobywam kwalifikację (tzw. slota) na legendarne i będące obiektem westchnień każdego szanującego się triathlonisty Mistrzostwa Świata IRONMAN w Kona (wyzwanie ambitne acz osiągalne w nowej kategorii wiekowej, do której wtedy wskoczę). A potem za rok lecę (lecimy) na te Hawaje sprawdzić czy to faktycznie takie wielkie wow!

Góra ma pewnie teraz niezły ubaw (if you want to make God laugh, tell him about your plans). Haha, będę mieć podobny za 2 lata, jak się to kurde wszystko uda.

A jak z Waszymi kółeczkami?

About the author

BO. Lub jak mawiają inni Bożena triathlonu. Biegam, pływam, kręcę i kocham góry. A swoje sportowe przygody opisuję tu. Zostań, poczytaj, skomentuj, przynajmniej jest śmiesznie.