Kilka spraw mi się uzbierało, więc po kolei.
Barcelono no no no!
20 dni. 20 dni zostało do najważniejszego startu biegowego w tym roku. A droga wiedzie do niego wyboista, jak nigdy dotąd. Nie układało się w zasadzie nic, a plan treningowy już dawno przestał stać obok planu. Panie Skarżyński, przykro mi, jednak innym razem. Teraz ratuję co się da wykorzystując swoje (bądź co bądź) jakieś tam doświadczenie oraz to, co udało się wywalczyć na obozie biegowym. Żeby nie było, nie jest źle! Ba – jest nawet całkiem dobrze, ale myślałam jednak i planowałam, że będę ciut „dalej i wyżej” ;) niż obecnie jestem. A że cel mam ambitny, bardzo ambitny (3:30), to równocześnie jeszcze więcej obaw, wątpliwości i niedowierzania w sobie. Za dużo rzeczy jest na styk, za dużo elementów musi być dogranych na 100%, zbyt wiele „jeśli”, za dużo „ale”…No ale ja nie będę walczyć? No właśnie.
Trzy słowa do ojca prowadzącego
Dzięki za mocny trening oraz świetny czas, było bosko i nawet wybaczam już tę czwórkę z rozciągania, wszak wszyscy wiemy, że niczym psiak co rano drapię się za uchem tylną łapką, co zresztą zamierzam Wam udowodnić na którymś z następnych obozów…
Uszy
Uszy to ja mam fajne. Ponoć inne rzeczy też, ale do tych akurat specjalnego przekonania nie mam, a do uszów mam. Fajne są. Dobrze słyszą i słuchają. Kształtne takie. Nie odstają. Ani są za duże, ani za małe. I jakby w odpowiednim miejscu urosły i na właściwej wysokości. Uszy wręcz idealne! Jak z żurnala uszy. Uszy marzenie. O takie uszy trzeba dbać, co zrozumiała firma Earmuffs.pl ofiarowując mi takie oto śmieszne nauszniki.