Jest dookoła mojego miasta taki jeden żółty szlak turystyczny, który ma ok. 120 km. Zapomniany i miejscami pogubiony co nieco, ale wiodący całkiem fajnymi ścieżkami. Są na mojej pięknej Ukrainie wsie różne, lasy zielone, pola, pagórki i chaszcze. I bywa tu czasem naprawdę przecudnie. Są też w moim mieście ludzie, którzy kochają bieganie i którym w pewnym momencie samo startowanie w biegach ultra przestało już wystarczać. Oraz i tacy, którzy chcieliby, ale boją się zostać ultramaratończykami.
Czy już wiadomo jaki będzie ciąg dalszy? Otóż z połączenia tych wszystkich rzeczy powstać może tylko jedno: Ultramaraton Podkarpacki, który w kalendarzu imprez biegowych zadebiutuje – jak wszystko pójdzie ok – w maju 2014 r.
A wszystko zaczęło się tak
W maju 2013 r. Wojtek S. (w tym roku wygrał m. in. Transjurę, gdzie 190 km przebiegł w niespełna 32 godziny) rzucił propozycję, kto się z nim przebiegnie dookoła Rzeszowa żółtym szlakiem. Taka tam wycieczka biegowa w zróżnicowanym terenie nazwana przez niego TransResovią, ok 120 km, jako trening przed Rzeźnikiem, że ponoć fajnie, a start z Rynku o wschodzie słońca tj. 4:42. Wesoło było na tym rynku pamiętam, gdy my w rajtuzach, odblaskach i z bidonami, a bawiąca się „nocna” młodzież, nie zawsze już w pionie, za to z oczami jak młyńskie koła na nasz widok, objadająca się kebabem, upaciana sosem łagodno-ostrym i wylatującą z tej bułki kapustą czerwoną lub białą oraz piwem w dłoni, tudzież trzema oraz papierosem. A my w adidasach, w sumie 16 osób, z czego na całą pętelkę, oprócz Wojtka zdecydował się jeszcze tylko jeden śmiałek – Robert (też zalicza pudła w biegach ultra). Reszta planowała przebiec trasę odcinkami od 20 do 60 czy 80 kilometrów, z tego co pamiętam. Ja wówczas wybrałam wariant najkrótszy, ale i tak było fajnie.
I wtedy, podczas naszego wspólnego biegu, po raz pierwszy usłyszałam od Wojtka, że „zrobimy to, będzie prawdziwy bieg ultra na trasie TransResovii, zobaczycie”. Aha, i chłopcy wtedy 117 km, w bardzo niekorzystnych warunkach i upalnej temperaturze, przebiegli w 15 godzin i 44 minuty. Taka tam wycieczka biegowa, treningowo przed Rzeźnikiem. Borze, z kim ja się zadaję…
I nagle teraz czytam, patrzę, słucham, że to nie było wcale żadne czcze gadanie! Że naprawdę będzie prawdziwy bieg ultra w naszym regionie, że chłopcy cały czas obiegiwują trasę, sprawdzają, kombinują i organizują. Chodzą po urzędach, biurach, gminach, słowem – praca wre!
Jak mawia Wojtek – „trasa budowana jest w oparciu o następujące zasady:
- Bezpieczeństwo – jak najmniej asfaltu, dróg o dużym natężeniu ruchu, skrzyżowań.
- Nawigacja dla zawodnika – cała trasa będzie wytaśmowana w sposób nie pozostawiający żadnych wątpliwości. Ma to być bieg liniowy, nie macie się domyślać, co poeta miał na myśli, tworząc trasę. Wzorem będą dla nas Bieg 7 Dolin i Bieg 7 Szczytów.
- Krajobrazy – może wydać się to śmieszne, ale staramy się, aby ukryć, że biegniemy wokół dużego, wojewódzkiego miasta, do którego doprowadzają liczne drogi. Szperamy, kombinujemy, abyście widzieli pagórki, lasy, ścieżki, pola i inne ładne widoki. Sami jesteśmy zaskoczeni, że można to tak zrobić, aby do minimum ograniczyć kontakt z cywilizacją. Oczywiście, jest to do końca niemożliwe, bo trzeba przeskoczyć” drogę, a niestety czasami biec kawałek drogą asfaltową. Jeśli tak będzie – wybaczcie, to oznacza, że się nie dało inaczej”.
A Maciek (też otrzaskany w ultra) dodaje: „Warianty będą na pewno dwa, na dystansie ok 60-70 km (ok. 1300 m do góry) oraz 110-120 km (ok. 1500 m do góry). Widać więc, że w przypadku dłuższego wariantu druga połowa będzie płaska co może stanowić dodatkowe wyzwanie – jak mając 60 km w nogach przyspieszyć, aby w dobrym czasie dolecieć na metę”.
Czyli podsumowując. Ultramaraton Podkarpacki, trasa: 60 km i 120 km, termin: 31 maja 2014 r. Poszukiwani sponsorzy i cała reszta chętna do pomocy. Oraz oczywiście zawodnicy ;) Zapraszamy.
A wczoraj, również o wschodzie słońca odbył się rekonesans północnego odcinka UP (tego płaskiego) na trasie Dąbrowa – Głogów Młp. – Trzebownisko (ok. 42 km, ale ja krócej – 28 km – bo się obijam). Było nas biegaczy świrów 23 sztuki! A budzik nastawiony przynajmniej na godz. 4 rano… Biegliśmy na początku wsiami, a potem głównie przepięknym złoto-zielonym lasem, łącznie z przemierzeniem mostu dla zwierząt nad budowaną autostradą. Czułam się tam jak lis, a nawet jak sprytny lis :) (mryg mryg).
Aaa. Czy wspominałam już, że zaczęłam tak nieśmiało i po cichutku myśleć o przebiegnięciu tego 60-kilometrowego odcinka Ultramaratonu Podkarpackiego? Hmm. Chyba jeszcze nie wspominałam… Na szczęście tak bardzo szeptem o tym dumam, więc na pewno nikt tego nie słyszy… Sza.