Tak, tak, rację mają biegowi wyjadacze mówiąc, że nawet 3 tygodnie potrwać może prawdziwy powrót do rzeczywistości po maratonie. Ja dopiero wczoraj – 10 dni po starcie – poczułam, że coś drgnęło, że wracam. Mimo tropikalnego upału (skąd on się k. wziął na początku maja?) i braku wody (spoko! przecież wytrzymam bez picia przez godzinę, półtorej) oraz tłumu spacerowiczów, rolkarzy, rowerzystów i bógwiekogojeszcze – biegło mi się wczoraj rewelacyjnie. Wyszło 14,5 km w przyjemnym średnim tempie 5:50. Nie wiem, czy to zabiegi regeneracyjne wreszcie zaczęły działać (co drugi dzień basen, biegania minimum, dużo dobrego jedzonka i lody) czy też może to zasługa nowych skarpetek? Kompresyjnych dodam.
Wiem, wiem, sprzęt nie biega. Ale te skarpetki (podkolanówki) chyba to potrafią! Daleka jestem tutaj od pisania jakiś recenzji – nie znam się, nie umiem, nie zabieram głosu – ale ta kompresja coś w sobie ma: nie grzeje, delikatnie uciska tam gdzie trzeba (więcej przy kostce, mniej na łydce) i sprawia, że nóżki po prostu stają się lżejsze. Biegają! I po treningu jakby szybciej dochodzą do siebie… A że problemy z krążeniem i całą resztą mam spore, niniejszym stwierdzam, że zakup podkolanówek CEP to dobra decyzja była. Choć ich wysoka cena (nie pytać ile, wyparłam) oraz problemy z ubieraniem (oj, człek się musi nagimnastykować, aby je na siebie wciągnąć) – to chyba jedyne minusy jakie dostrzegłam po tym pierwszym testowym treningu.
No i może jeszcze jeden minusik – strasznie lansiarsko wygląda się w takich skarpeciorach. Ale jakoś trza z tym żyć ;)
CEP Running Progressive – zakupione w Runexpert.pl (sklep polecam!) |
Na dłuższe wybiegania i oczywiście na następny maraton będą jak znalazł :)
Z innych nowości sprzętowych – to jeszcze plecaka do biegania szukam. Co by twarzowy był i wygodny oraz nie za duży. Aby nie skakał i dobrze leżał. Raczej bez camelbaku, a na bidon(y) (lepiej sprawdzają się ponoć w praktyce). Na dłuższe biegowe wycieczki po górkach – bo takowe mam planie w niedalekiej jakbógda przyszłości.