jestem.
Ile portali, ile mądrych czasopism i książek oraz doświadczonych biegaczy i ekspertów – tyle różnych szkół treningowych i planów. Totalnie się w tym nie łapię. I jeszcze te skróty – OWB, WB, SB, TR, aktywnie, pasywnie, DZB, HR max i %, srutututu… ;) Pęczek drutu. Jedne plany wydają mi się tak proste, że aż za proste. Inne – tak skomplikowane, że sama legenda ma pół strony, a na trening trzeba by wybiegać z długą ściągą.
Z jednej strony wiem, jak ważny jest planowy i dostosowany do celów trening, z drugiej jednak – obawiam się, że rzucając się w kierat treningowych planów, zniknie gdzieś ta pasja, spontaniczność i zwykła (ogromna) radość jaką daje mi bieganie.
Dodatkowo to moje życie tak skomplikowane i różnorodne jest… ;) – że naprawdę ciężko ustalić mi sztywno jakiś plan. Poza tym wiadomo, że są też lepsze i gorsze dni, szybko zapadający zmrok ogranicza możliwość samotnych treningów w terenie, często też wyjeżdżam, no i generalnie- jak żyć? ;)
No więc skołowana jestem, a im więcej czytam i pytam – tym moja dezorientacja rośnie. A może by tak skorzystać z opieki Staszewskich w ramach „Kancelarii sportowej”? Indywidualny plan treningowy na miesiąc to 3 bilety do kina (90 zł). A może coś uniwersalnego z „Polska biega”, „Biegania”, Maratonypolskie.pl lub J. Skarżyńskiego? A może tak bez konkretnego planu, tylko z realizacją kilku głównych założeń? Ale czy to wystarczy? I tak w kółko mam :)
A dziś podczas biegu widziałam 3 sarenki oraz wiewiórkę. Czy podczas robienia treningowych skipów, albo uporczywego wpatrywania się w pulsometr zauważyłabym je? No właśnie. A były śliczne.
I jeszcze jedno. Niech mi ktoś powie, że nie mam serca do biegania ;) Oto jaka dziś wróciłam.