Bieg sylwestrowy

Nie trudno się domyślić, że ten rok nie zakończę standardowo tj. w górach na snowboardzie. Co dodatkowo ułatwiła mi pogoda (brak śniegu) oraz problemy z saamochodem niweczące jakikolwiek wyjazd na dalszy stok.
Ten rok zakończyłam więc biegiem sylwestrowym na 10 km. Niby to tylko 10 km, ale tak naprawdę to nie jest TYLKO. To jest całkiem sporo, zwłaszcza dla początkującego i ambitnego biegacza. Którego już nie satysfakcjonuje ukończenie biegu, ale który chce też dobiec na metę z wynikiem, którego nie musi się wstydzić.

Więc początkowy plan był aby pobiec poniżej 54 min. Ustaliłam to na bazie ostatnich treningów, gdzie dawałam z siebie bardzo bardzo wiele i 10 km pokonywałam w czasie ok 56 min. Ale kiedy w aucie kolega zagadnął mnie, że pewnie planuję złamać 50 minut (on pobiegł poniżej 40 min!) – powiedziałam sobie: ok, spróbuję, nie wiem czy ten cel jest SMART ale podoba mi się :)

I udało się! 47:47! (trasa miała jednak długość ok. 9,8 km). Ale miejscami myślałam, że po prostu umrę (średnie tempo 4:54/km). I tu pewnie wytrawni biegacze śmieją się do rozpuku… 
To w sumie dziwne, bo to „umieranie” to nie była chęć zatrzymania się czy braku siły. To było takie „umieranie” z wysiłku i chęci (oraz niemocy) by biec jeszcze szybciej. Ale miejscami biegło mi się bosko!

Wierzę, że to moje wyprucie to jedynie efekt braku formy i doświadczenia. I że da się ze mnie wycisnąć coś więcej, zwłaszcza w obszarze tego „umierania” z wysiłku. No chyba że to norma i każdy tak ma. To wtedy muszę się po prostu przyzwyczaić.

Nie wiem czy już jestem „jedną z nich”. Słuchając rozmów w szatni, podziwiając styl i technikę biegu zwycięzców, widząc wyniki innych – stwierdzam, że nie i że nigdy nie będę prawdziwym biegaczem. Patrząc jednak na siebie w tłumie ponad 300 osób stłoczonych na starcie, czując wspólnie ten biegowy nastrój, słuchając pozdrowień widzów oraz dublujących mnie osób – wiem że już biegam.

I bardzo to lubię!

ps. I zapomniałabym o najważniejszym. W kategorii wiekowej zajęłam 5 miejsce i znowu otrzymałam drobną nagrodę pieniężną :)

Samych udanych startów, upragnionych życiówek, braku kontuzji i wielkiej pasji biegania dla siebie i wszystkich innych Tarahumara!

About the author

BO. Lub jak mawiają inni Bożena triathlonu. Biegam, pływam, kręcę i kocham góry. A swoje sportowe przygody opisuję tu. Zostań, poczytaj, skomentuj, przynajmniej jest śmiesznie.