Nie ma dziś portalu, programu czy gazety biegowej, w której tematyka prezentu dla biegacza nie byłaby poruszona. Bo niby różnorodność duża, a wybór zależny tylko od zasobności portfela. No ale dla mnie prezentu nie ma… Bo wszystko niby mam. Serio. Buty, skarpetki, rajtki, kilka podkoszulek i bluz. Rękawiczki i opaska. Grajek i zegarek z GPS i pulsometrem. No, może zdrowsze kolana bym chciała i ew. jakąś książkę (jedną wprawdzie już mam) o bieganiu… I czapkę, w której wyglądałabym jako tako. A poza tym wszystko mam. Przynajmniej na taką zimę jak obecna.
Wciąż biegam bowiem w zwykłych butach (Nike Pegasus 27) i w typowo jesiennym osprzęcie. I zastanawiam się czy przetrwam bez kolców i jakiś innych gadżetów na śnieg. Przetrwam?
Tymczasem na mojej biegowej trasie totalne zastrzęsienie biegaczy! Bywa, że podczas treningu mijam się z 8-10 osobami! Nie wiem czym to jest spowodowane, bo wcześniej ich tam nie było. Ostatnio nawet kiedy wybiegłam o 6 rano (tak tak o szóstej rano!) widziałam kilku. Bardzo lubię te wzajemne pozdrowienia – od razu dostaję powera i jakoś tak lżej ;)
Czytam teraz „Urodzonych biegaczy” Ch. McDougalla. I wiem, że nie chcę już zostać maratończykiem. Będę ultramaratończykiem. Najlepiej bosym…
I niech to będzie moim noworocznym postanowieniem ;)
Przeczytaj też: Prezent dla biegacza – lato