Choinką w twarz

Oto Leon, mój nowy rouwer. Poznajcie się i przywitajcie. Młodszy brat Kuby, miłośnik gór, zróżnicowanych tras w lesie, kamieni na ścieżkach, zakrętów, zjazdów i błota. Ooo, błoto to on szczególnie lubi, podobnie jak napierdalanie z górki, gdy wystawia na próbę mój tyłek, kask i ochraniacze. I jeszcze to poczucie wolności lubi oraz zmuszanie mnie balansowania pomiędzy mega frajdą i wielkim flow a czyhającym gdzieś tam strachem i pokusą sięgania po hamulce. I jeszcze tak lubi jeździć, abym skupiona na wyborze najfajniejszej (lub bywa, że najprostszej) traski pomiędzy kamieniami, kałużami i dołkami, co rusz dostawała choinką w twarz. A im szybciej jadę tym mocniej dostaję. A masz Bo, a masz! Choinką, gałązką, ostem. Ale tylko za co? A masz ! Taki ten Leoś. Psotnik…

Byliśmy już z Leonem na Turbaczu, gdzie spisał się idealnie, choć leniuchem jest strasznym pod górę i taszczyć go musiałam za kierę, i dalej planujemy wspólne wyprawy w międzyczasie ćwicząc co nieco na nieodległym pump tracku. Ale jazda w terenie najlepsza, a jesień w górach prześliczna, uwielbiam! Tak więc – czy tego chcecie czy nie – relacje z wypadów Bo na enduro, też się tutaj z pewnością pojawią.
(Tylko mi się tu nie odprzyjaźniać! No! „Run Bo” już dawno przecież zyskało szerszy kontekst).

Leon. Ja. Leon i ja. Ja. BTW Nowy garnek na głowie! Hot or not?
Nie! Absolutnie nie znaczy to, że kończę z bieganiem i żegnam się z tri. Powariowali? Po prostu uwielbiam wyzwania, lubię nowe rzeczy, a jak na dodatek sponiewieram się przy tym, spędzę czas na mymłonie natury oraz pokonam jakieś tam wewnętrzne bariery (pamiętacie, tkwią tylko w naszych głowach) to już jest bosko. No i jeszcze to taplanie w błocie…

A właśnie, czy ktoś tu coś mówił o bieganiu? A więc wracam! Hopsa! Pasmo biodrowo-piszczelowe wciąż mi ciut doskwiera, ale mam jakieś dziwne wrażenie, że robi to bardziej jak nie biegam niż jak biegam… Poza tym ćwiczę je, rozciągam, roluję, masuję. I wierzę, że to wreszcie musi pomóc, a kontuzja zniknąć. I zniknie, tako rzecze Bo. I choć formy brak (jak ja kurna ten maraton kiedyś przebiegłam?) to jestem normalnie na takim głodzie biegania, że cieszy każdy kilometr, każda pokonana górka, każdy kolejny trening i rozciąganie po. I chcę więcej. Acz rozsądnie to dozuję, gupia nie jestem, choć kusi. A że plany wiosenne mam ambitne, nie zamierzam teraz wszystkiego spaprać. Już to przerabialiśmy, dziękuję.

Z innych newsów, to nowa instruktorka pływania, której zadaniem było wciągnięcie mnie na wyższy poziom pływackiego wtajemniczenia powiedziała, że ona nie ma tu co robić. Że technikę mam super, nie ma co poprawiać, że teraz tylko trening, trening, trening. Nie do końca wierzę w to bajdurzenie o dobrej technice (zawsze jest przecież co korygować i zawsze może być lepiej!), ale to miłe z jej strony, bardzo miłe. A więc trenuję, trenuję, trenuję. Docelowo chciałabym, jak zdrowie pozwoli, pływać 3-4 km na treningu, ciekawa jestem czy zdołam. Jeszcze jakbym tylko rozszyfrowała niektóre skróty z pływackiego planu treningowego (np. 100 dow / 100 = 50 nn dow / 50 rr dow *5 = 1000 tudzież 5*100RR do Zm/5-ta styl) byłabym w ósmym niebie.

A na koniec przypomnę, kto jeszcze nie zauważył. Trwa Dogrywka Wielkiego Wyścigu dla Bartka! Bartek walczy i obecnie przechodzi codzienne naświetlania w ramach radioterapii, a my nadal pomagamy! Najpierw kupujemy „los wpisowy” (lub dowolną ich ilość) w cenie 19,99 zł za sztukę, potem dołączamy do rywalizacji na Endomondo i nabijamy kilometry. Każde 19,99 km przeliczane jest potem na 1 los, który zwiększa Wasze szanse w losowaniu. Losowaniu trzech damskich kurtek biegowych firmy Newline! Rywalizacja trwa do końca października. Wpłacajcie (na konto Fundacji), do rywalizacji dołączajcie i biegajcie. Bo inaczej…

Bo inaczej – to choinką w twarz! :)

About the author

BO. Lub jak mawiają inni Bożena triathlonu. Biegam, pływam, kręcę i kocham góry. A swoje sportowe przygody opisuję tu. Zostań, poczytaj, skomentuj, przynajmniej jest śmiesznie.