Wielki finał Roth – 7 miesięcy wcześniej

Pierwszy post z tego cyklu miał mieć intrygujący tytuł „Trudne 9 miesięcy”, ale chyba nie poradziłabym sobie z tą lawiną, lajków, komentarzy i gratulacji. Że wreszcie. Się zdecydowałam. Bo przecież zegar tyka. Pojawiliby się jeszcze jacyś parentingowi sponsorzy i potem musiałabym wszystko odkręcać. Więc cierpliwie odczekałam swoje i teraz już na spokojnie mogę pisać. Aczkolwiek, jakby na to nie patrzeć, to właśnie przygotowania do Challenge Roth rozpoczęłam na początku października i ten ajron to będzie takie moje małe duże dziecko :)

c0i4ahygika-jesse-bowser
Jeszcze 7 miesięcy taką drogą. Fot. Jesse Bowser

Comiesięczne podsumowania, które może nie będą (wybaczcie) wyrazem najwyższego kunsztu literacko-blogerskiego, a bardziej naszpikowane mięsem tj. cyferkami, oprócz swej oczywistej sprawozdawczej roli, mają też za zadanie porządkować co nieco, również w głowie, dokumentować mój ekhm… rozwój, a przede wszystkim pomóc mi uwierzyć, że spokojnie za 7 miesięcy dam radę pyknąć te 226 km w Roth.

Już o tym pisałam, ale ponieważ sporo jest tu teraz nowych osób (dzień dobry), przypomnę, że do zawodów na dystansie ironman przygotowuję się wraz z NeON Team pod okiem Kuby. Podstawowym narzędziem współpracy i kontaktowania się Trenerem jest taki magiczny arkusz, w którym wpisane mam treningi wraz z uwagami na nadchodzący tydzień i w którym jest także wiele innych tabelek, podsumowań i fajnych funkcjonalności. Raportując wykonanie zadania podaję najważniejsze dane z treningu (czas, tempo, dystans, RPE, tętno, link do connecta itp) oraz wypełniam nadzwyczaj sumiennie i skrzętnie pole komentarzy. Książki to ja nigdy nie napiszę, ale te komentarze to kiedyś drukiem wydam na pewno! :)

img_6332-2

Za mną 2 miesiące przygotowań. Przygotowań innych niż wszystkie do tej pory. Zaplanowanych, usystematyzowanych, kontrolowanych przez Trenera. Mądrzejszych.

W październiku zaczęliśmy bardzo spokojnie. Tygodniowo na trening poświęcałam ok. 8-9 godzin. Były testy: pływackie (400 m: 7:08, 200 m: 3:32) i rowerowe (FTP=209W), a ja z ciekawością sześciolatka odwiedzającego po raz pierwszy mury szkoły, poznawałam nowe jednostki treningowe i wdrażałam się w liczenie :) Nie zawsze wszystko wychodziło jak należy. Albo się za bardzo starałam i wychodziło mocniej, albo merdały mi się powtórzenia i robiłam ich więcej, albo źle przeczytałam i nie tak zrozumiałam założenia treningowe. Ot, zdarza się, prawo pierwszaka, który po prostu musi się w nowej klasie dokładnie rozejrzeć i zająć swoje miejsce w ławce. Nowością były dla mnie regularne ćwiczenia, którym tygodniowo, bywało, że poświęcałam nawet godzinę albo półtorej (!) (Bo! ty fitnessko!) Pływałam 2 razy w tygodniu, na rower też wsiadałam 2 razy, biegałam 3 razy w tygodniu (w tym Łemko). Jeden dzień w tygodniu zawsze był wolny. Totalnie bez treningu, do czego przyznam, też na początku jakoś tak trudno (głównie głowie) było się przyzwyczaić. Ale spox, ogarnęłam sprawę!
Ten październik to taki rozruchowy był i na zapoznanie się.

Październik: 43 godzin 26 minut

  • swim: 9h26′ i 22,1 km
  • bike: 16h30′ i 451 km
  • run: 17h30′ i 177 km
  • + ćwiczenia: 4h
paz
NeONowy arkusz nie ma ludzików, dlatego wrzucam skrin z endo

Mimo, iż listopad statystycznie wygląda dość podobnie do swego poprzednika, to jednak był to miesiąc znacznie dla mnie trudniejszy. Pojawiło się więcej mocnych i siłowych akcentów, z którymi delikatnie mówiąc, po prostu sobie nie radzę. Tłumaczę sobie, że to dlatego, że do tej pory nigdy w ten sposób nie trenowałam i mój organizm przywyknięty do człapania lub co najwyżej do drugiego zakresu, jest w szoku i totalnie nie wie co robić i jak reagować :) Daję mu miesiąc, musi się nieogar przyzwyczaić.

W listopadzie na czystych treningach spędzam tygodniowo średnio 10 godzin. Wciąż pływam (tylko) 2 razy w tygodniu, ale z racji, iż zadania to albo 20×100 albo 40×50, albo ukochany grzbiet w łapach czy 50-tki na maksa w płetwach, to liczę to wszystko razy dwa :) Aj, nie umiem tak pływać krótko i mocno. Ómieram. Im bardziej się staram tym pokraczniej i gorzej to wychodzi, a ja po prostu padam, duszę się, płonę… I wkurwiam na maksa. Praca i cierpliwość, cierpliwość i praca – powtarzam tylko pod nosem i wierzę, że w końcu to zaskoczy.

124

O moich rowerowych zmaganiach pisałam już (Rower, który boli), nie będę się więc powtarzać. Niestraszne mi 3-godzinne sesje na bajku, które pojawiają się co sobotę, ale przed minutówkami czy testem FTP (który btw raz mi nie wyszedł, nie wytrzymałam obciążenia i przerwałam) to ogromną wielką białą flagę wywieszam i błagam tylko ze wszystkich sił LITOOOŚCI! :) Dobrze chociaż, że natura lubi równowagę i to, co zabierze w jednym, to w drugim miejscu łaskawie odda. Bo biega mi się już całkiem fajnie! Biegam 3-4 razy w tygodniu i bardzo mi się to podoba! Są różne zadania, ciągle coś się dzieje i widzę wyraźną poprawę w realizacji ćwiczeń, które w październiku robiłam dość nieporadnie. Biega mi się lżej i radośniej jakoś tak. Drodzy państwo, odetkało się! I jestem przekonana, że teraz będzie już tylko lepiej.

lis
Polubiłam poniedziałki

Listopad: 40 godzin 48 minut

  • swim: 9h i 22,1 km
  • bike: 16h25′ i 487 km
  • run: 15h25′ i 167 km
  • + ćwiczenia: 4h

Oczywiście zarówno w październiku, jak w listopadzie zrealizowałam 100% treningów. I tak jak dawniej dopuszczałam jeszcze jakieś negocjacje z leniem, że może dziś odpuszczę trening lub pośpię sobie dłużej, tak teraz absolutnie nie podejmuję już nawet żadnych rozmów. A logistykę na cały przyszły tydzień ustaloną mam już w sobotę. Trening zaplanowy musi zostać odbyty! Jakie to proste i jakie kuźwa skuteczne.

Jeszcze siedem miesięcy.

About the author

BO. Lub jak mawiają inni Bożena triathlonu. Biegam, pływam, kręcę i kocham góry. A swoje sportowe przygody opisuję tu. Zostań, poczytaj, skomentuj, przynajmniej jest śmiesznie.