Kupuję rower czasowy. Odcinek 1

„Borze, spraw, aby po mojej śmierci, żona nie sprzedała mojego roweru w cenie, w jakiej myśli, że go kupiłem”. Znacie to? No. To dobrze, że nie mam żony, bo nowy rower już prawie prawie. Ale od początku.IMG_7389a

Kupno nowego roweru chodziło już za mną od dłuższego czasu. Nie, że Kuba zły, brzydki i stary. Nadal się lubimy i nadal wspólnie będziemy kręcić! Ale chyba dojrzałam już do czegoś innego, jakąś taką mocniejszą maszynę chciałam, wypasioną może bardziej, do której serce mi zabije mocniej, tak jak kiedyś do Kuby… Wahałam się, czy to ma być po prostu fajna, lekka, karbonowa szosa na jakimś dobrym osprzęcie, którą pojadę i po płaskim i po górkach, czy zaryzykować i postawić na czasówkę. Ani ja ekspert ani wikipedia, aby tłumaczyć tutaj różnice pomiędzy rowerem szosowym a czasowym (są) (i to bardzo duże), o tym więc pisać nie będę, najważniejsze jednak, że wiedziałam co mniej więcej brać pod uwagę przy dokonywaniu wyboru. A uwzględniałam m. in. lubość do dłuższych dystansów, plany startowe (psst) na przyszłość, ewentualne rozstanie z Kubą w przypadku wybrania pierwszej opcji, swoje kolarskie (wierzę, że wciąż nieodkryte) możliwości, budżet, uniwersalność roweru i tak dalej i tak dalej. Tak trochę wbrew wielu logicznym argumentom – wybór padł na czasówkę! Nie pytajcie ;)

I tutaj pojawiły się kolejne pytania: nowy czy używany, w Polsce czy zagranicą, na Allegro a może Aliexpress. Chyba nie muszę dodawać, że sytuacji nie ułatwiał fakt, że ja się specjalnie na rowerach (oprócz koloru!) nie znam i trochę tak po omacku błądziłam szukając, klikając, pytając tego lub tamtego. A do tego jeszcze ta Moja Wysokość, na którą Cube o ramie 56 cm tak naprawdę okazał się za mały… Co robić? Jak żyć? A właśnie Kuba. W rowerze tym wymieniłam mostek, sztycę, siodło, koła i opony – dodając do tego koszt fittingu wyszedł mi prawie drugi rower. Nie za bardzo uśmiechało mi się teraz przerabiać to z nowym bajkiem. Za mało wiedzy, za mało pieniędzy i możliwości.

I wtedy gdzieś przeczytałam wpis Krzyśka, że najpierw fitting i dopiero potem kupno roweru pod określone wymiary i parametry. Że w ten sposób unika się zbędnych wydatków na części, które potem i tak są wymieniane. Że nie każdą ramę łatwo da się sfittować. Że kupując rower w ciemno (a nie wydajemy przypomnę 150 zł), czasem przy fittingu wychodzi ups i o-oł i trzeba się wówczas godzić na półśrodki i kombinowanie, bo przecież nie ma już wtedy innego wyjścia. Ma to sens, dobrze człowiek mówi, pomyślałam. Ma sens… Następnie gorąca linia z Krasusem (który, też nosił się z zamiarem kupna czasówki) – setki maili, pomysłów, propozycji i koncepcji . I wybór był w zasadzie jeden. Veloart.

IMG_7425

Dlaczego? Bo właśnie w Veloart, rower kupuje się od końca :) Czyli wszystko zaczyna się od fittingu. Od zmierzenia potencjalnego rajdera, poznania jego mocnych stron i ograniczeń ruchowych oraz określenia oczekiwań odnośnie roweru. Dopiero wówczas zaczynają się poszukiwania oraz zabawa w konkretne modele i marki. Nieźle to sobie chłopaki wykombinowali trzeba przyznać, naprawdę nieźle! I w tym odcinku opiszę pierwszą wizytę w studiu Veloart w Warszawie oraz moje wrażenia z tej przygody.

1. Wywiad

Cały proces zakupowy poprzedzony jest wywiadem delikwenta z fitterem (no nie wymyślę innego słowa po polsku na określenie specjalisty od doboru roweru, nie wymyślę i już). Rozmawiamy o dotychczasowym doświadczeniu w triathlonie i kolarstwie, o planach startowych, o formie, o zdrowiu, przebytych kontuzjach (tu trochę nam zeszło) i oczekiwaniach odnośnie roweru oraz dysponowanym budżecie. Fitter coś tam sobie notuje, dopytuje, wyjaśnia i tłumaczy.

IMG_7462

2. Badanie

Następnie przenosimy się na łóżko :) Gdzie fitter (z wykształcenia fizjoterapeuta) analizuje „stan” ciała i zakresu ruchowego delikwenta. Wygina nóżki, odciąga, dociska. Tutaj za rozciągnięcie w skali od 1 do 10, otrzymałam 11! Taki człowiek guma.

IMG_7510

IMG_7515

3. Mierzenie

Przy specjalnej maszynie (i nie jest to znana z dzieciństwa framuga drzwi i ołówek) fitter dokładnie mierzy wzrost rajdera, długość tułowia, nóg i rąk.

IMG_7517a

4. Fitting

I tu następuje finalny moment całego procesu. Z pomocą specjalnej maszyny (a czasem też zwykłej linijki i kątownika) dokonywane są ustawienia idealnej pozycji czasowej.

IMG_7539

IMG_7536

IMG_7532

IMG_7537a

Sporo uwagi poświęciliśmy również mojej szanownej d. Za pomocą specjalnej poduszki badany był stopień nacisku, co pozwoliło lepiej dobrać kształt i ułożenie siodełka.

coldu

Całość wizyty trwała ok. 4-5 godzin. Na podstawie zebranych danych i wymiarów fitter dokonuje dokładnej analizy człowieka i zestawia to z obecnymi na rynku ramami oraz możliwościami ich dopasowania. W moim przypadku okazało się, że jednak wcale nie wielka rama, jak wstępnie myślałam (o rozmiarze 56-58 cm) i jak zapewne sama bym zakupiła pomna przygód z Kubą. Mój krótki tułów predestynuje mnie raczej do mniejszej ramy, a długie kończyny („najdłuższe nogi w historii fittingu w Veloart”) wymuszają ew. modyfikacje w wysokości siodła, kierownicy czy długości korby.

IMG_7533

Po upływie kilku dni fitter przedstawia dokładne propozycje ramy wraz z komponentami, a handlowiec proponując warunki cenowe dogaduje się już z klientem odnośnie wyboru konkretnej opcji. Ten etap w moim przypadku odbywał się drogą telefoniczną i e-mailową.

I jeszcze dodam, że generalnie jestem pod wielkim wrażeniem. Studia Veloart, gdzie każdy szczegół dopracowany jest perfekcyjnie i z klasą oraz pasji, wiedzy i profesjonalnego podejścia ze strony ekipy sklepu: Mateusza (fitter) i Pawła (sprzedawca). Nie oszukujmy się, jestem przecież zwykłą triathlonistką i kupuję w Velo rower prosty i budżetowy (w zestawieniu z maszynami, które wychodziły spod ich rąk). A mimo to, czułam się jakbym była klientem równie ważnym i cennym jak Kwiato. Wiedza, zrozumienie, wyczucie, umiejętność słuchania oraz opowiadania i tłumaczenia. Ale też luz, poczucie humoru i normalna ludzka serdeczność. Uwielbiam miejsca tworzone z pasją i ludzi, którzy wyraźnie lubią to, co robią. Z takiego połączenia wyjść może tylko rower idealny. I taki też będzie mój!

Już się nie mogę doczekać drugiego odcinka! A ten, wraz z odbiorem roweru oraz fittingiem na prawdziwej i mojej maszynie, już całkiem niebawem. Stay tuned!

[EDIT.] Odcinek drugi tutaj.

About the author

BO. Lub jak mawiają inni Bożena triathlonu. Biegam, pływam, kręcę i kocham góry. A swoje sportowe przygody opisuję tu. Zostań, poczytaj, skomentuj, przynajmniej jest śmiesznie.