Ałłła!

No bolą! Kolana, a zwłaszcza to lewe. Dosyć bardzo bolą. Tylko czemu? Taki miły i łagodny biegowo weekend za mną. W sobotę Test Coopera – nie zadowolonam (postępów brak – wciąż 2700 m :( – czy teraz przyjdzie mi już tylko walczyć o utrzymanie, a nie poprawę tego wyniku?). W niedzielę – spokojne wybieganie 20 km w średnim tempie 5:59. Bez szarpania, bez gwałtownych ruchów, konwersacyjnie. Wprawdzie jeszcze w czwartek wybrałyśmy się z koleżanką na leśnego krosa, ale wówczas też nic niepokojącego nie zauważyłam. Przeciążyć jednak gdzieś i jakoś to musiałam.

Bo boli. Jak chodzę, jak stoję, jak siedzę, po schodach w górę i w dół. Jak nogę wyprostuję i jak zegnę. Nawet w nocy bolało gdy z boku na bok się przewracałam. Ale najbardziej boli jak chodzę. Twarda jestem, nie płaczę, ale tak to chyba jeszcze mi te kolanka nie doskwierały… (a pobolewają odkąd pamiętam, jeszcze z podstawówki nawet).

No cóż, zimne okłady, jakiś Ketonal i odpoczynek przynajmniej dziś zapodam. Zresztą i tak nie biegam w poniedziały. Mam nadzieję, że pomoże. W sobotę start w Mistrzostwach Polski w Biegach Górskich w Stylu Anglosaskim (łomatko, ale to kozacko brzmi!) i wypadałoby móc ruszyć z miejsca chociaż, jeśli nie przebiec i nie ukończyć tego eksperymentu.

Eksperymentu, bo profil trasy przedstawia się tak: <wielki zdziw>

Eksperymentu, bo nie do końca (czytaj: wcale) się do tego startu przygotowałam i generalnie nie umiem biegać po górkach. Bo pod górę to jeszcze wczłapię, ale zbiegi… to już całkiem inna bajka. Oby ze szczęśliwym zakończeniem.

About the author

BO. Lub jak mawiają inni Bożena triathlonu. Biegam, pływam, kręcę i kocham góry. A swoje sportowe przygody opisuję tu. Zostań, poczytaj, skomentuj, przynajmniej jest śmiesznie.